Równina była naprawdę bardzo rozległa. Jakimś cudem Runa i Rinar potrafili biec cały dzień pełną prędkością bez odpoczynku, ale gdy pod wieczór zatrzymali się w płytkiej jaskini, padli pod ścianą i zasnęli kamiennym snem. Amel rozpalił ogień u wylotu jaskini. Nie była duża, właściwie była tylko wgłębieniem w dużej skale, ciągnącym się na 2 metry długości i tyle samo szerokości. Amelmeran przygotował na kolację gulasz i trzeba było obudzić Runę i Rinara, którzy zjedli trochę gulaszu, wypili kilka butelek wody i znów zasnęli. W końcu dołożono drewna do ogniska i pozostali poszli za ich przykładem. Amel i Shuan czuwali na zmianę, pozwalając innym się wyspać. Przed świtem obudziła się Remilla i pozwoliła bratu i koledze spać, bo ona sama wypoczęła, gdy jechali w rydwanie. Nagle, tuż zanim wzeszło słońce, na niebie zobaczyła piękne kolory, rozbłyskujące i poruszające się tu i tam. Były to odbicia miliardów tańczących elfów; ich dusze, dawno już martwe i zapomniane, ukazały się na niebie w pełni kolorów i światła, witając nowy dzień. Remilla rano nic nie powiedziała przyjaciołom, ale dokładnie opisała zjawisko w notesiku i jeszcze przez wiele lat inspirowała się nim, malując niesamowite obrazy.
Rano wstali, zjedli śniadanie i ruszyli w drogę. Równina skończyła się i teraz szli przez jakieś góry, pełne jaskiń i wąwozów. Tutaj musieli zwolnić, żeby nie spaść z urwiska. Jedynie góry oddzielały ich od kraju, do którego próbowali dotrzeć, jechali dzień i noc. Isera nie spała, jednak widać było, że muszą się pośpieszyć. Gdy zatrzymali się, by odpocząć, Runa nagle poruszyła uszami i zaczęła wsłuchiwać się w ciemność z przerażeniem. Po chwili wszyscy usłyszeli odległe wycie wilków. Nie były to zwykłe wilki; byli to worgeni, rodzaj wilkołaków, które zazwyczaj są zwykłymi wilkami, ale potrafią (choć nie muszą) chodzić na dwóch łapach i zachowywać się jak ludzie. Należeli do Imperium Broeskiego, które próbowało zniszczyć zarówno Frinonę, jak i Aenelię. Stwory te nie znały litości i tylko cud mógł ich uratować. Pozostało tylko mieć nadzieję, że ich nie znajdą.
Worgeni wysłali zwykłe wilki na zwiady, i to one zobaczyły rano przerażoną Runę, szepczącą do reszty, że odciągnie od nich wilki, a oni uciekną. Jak powiedziała, tak zrobiła. Chwilę się wahała, ale kiedy któryś wilk warknął, rzuciła się do ucieczki i popędziła wzdłuż wąwozu, stukając kopytami o kamień. Remilla się popłakała. Nie tylko ona wiedziała, że Runa zginie. Nie miała szans z ogromnymi wilkami, które lepiej od niej znały teren. Słuchając się jej polecenia, szybko ruszyli w stronę równiny rozpościerającej się bardzo niedaleko. Prawie dojechali do końca, gdy usłyszeli krzyk Runy, który szybko ucichł. Wtedy ściana gór nagle się urwała i wylądowali na łące pełnej nieznanych im roślin. Dotarli do Aenelii. Problem w tym, że bez Runy.
Remilla przepłakała całą noc, Rinar był załamany i nic nie mówił. Shuan mówił, że może Runa żyje, ale mówił to bardzo niepewnym tonem. Remilla nie mogła spać, więc ona pilnowała pierwsza obozowiska podczas nocy. Po chwili usłyszała jakiś szelest w krzakach, ale nie zdążyła o tym nikomu powiedzieć, bo nagle otoczyła ją ciemność.