-Isera! Isera! Gdzie poszła Isera?!
Wszyscy szukali jej od godziny i byli wyraźnie zaniepokojeni. Piękna elfka znikła nad ranem. Remilla obudziła się i zobaczyła, że jej nie ma, więc obudziła jeszcze brata.
-Remi! Na drzewo! Znajdziemy ją!
Mała dziewczynka natychmiast wspięła się po błękitnym poskręcanym pniu i znikła wśród jasnych liści. Rozległ się jej głos:
-Kilka mil dalej jest wielka lodowa iglica! Isi ma moc lodu?
-Nie! Pewnie tam poszła! Ruszamy!
Zwinęli namioty i wbiegli pomiędzy drzewa. Gdy dotarli, Remi oniemiała z zachwytu.
Wielka budowla sięgała chmur. Stworzono ją z najczystszego lodu na świecie i wyrzeźbiono w piękne wzory. Motywy roślinne przeplatały się z wizerunkami smoków, elfów, bogów i mitycznych zwierząt. Każde miejsce mieniło się kolorami tęczy. Obeszli budynek dookoła.
-Czy ktoś znalazł wejście?
Było dobrze ukryte. Dopiero gdy Amel przyłożył dłoń do ściany rzeźbionej w gołębie, kawałek lodu wsunął się do środka. Nie można było nikogo zostawić samego, więc weszli wszyscy.
W środku drzwi chyba znikły! Ściany były z kryształu odbijającego wszystko jak lustro. W każdym miejscu odbijały się setki twarzy Amela, Remilli i Shuana.
-Co dalej? Gdzie idzi... - nie dokończyła, bo każdy upadł na ziemię.
-Podłoga jedzie w dół!!!
Po jakimś czasie uderzenie podrzuciło ich w górę. Znów upadli. Wstali. Było zupełnie ciemno. Amel ruszył naprzód w celu znalezienia wyjścia.
Przenikli przez kryształową ścianę i znaleźli się w dużym lodowym pomieszczeniu. Wszystko było ciemne, poza jednym szczegółem...
Daleko od nich, pod przeciwległą ścianą był świecący, jasny kształt. Ruszyli w jego stronę, gdy ziemia znikła spod stóp Shuana. Prawie spadł, ale w ostatniej chwili Remilla złapała go i wciągnęła z powrotem. Potem szli ostrożniej, dokładnie sprawdzając ziemię pod stopami. Dotarli. Był to wielki smok. Spod białych łusek sączyło się błękitne światło. Cienka błona na skrzydłach poprzecinana była delikatną siatką srebrnych żyłek. Z grzbietu sterczało mnóstwo jasnych kolców w kształcie liści. Masywne łapy kończyły się niebieskimi zakrzywionymi pazurami. Smok leżał na stercie kolorowych klejnotów. Remi zaświeciły się oczy i wyciągnęła po nie drobną dłoń.
-Remi! Nie! To pułapka! - szepnął Amelmeran.
Za późno. W chwili, gdy dziewczynka podniosła spory diament, ogromne stworzenie poruszyło się i otworzyło jedno oko. Promieniało jasnoniebieskim światłem, które padało na wszystko wokół, a także przerażoną twarz Shuana. Remilla nie mogła się poruszyć. Czuła, że zamarza, choć była elfką śnieżną. Po raz pierwszy w życiu było jej zimno.
Amel zauważył, że jej stopy robią się błękitne i przymarzają do lodowej podłogi. Podniósł ją i popędził przed siebie. Spojrzał na smoka przez ramię. Właśnie wstał, niszczył wszystko wokół kolczastym ogromnym ogonem i zakręconymi rogami. Potem wszystko wokół uciekającej trójki rozjaśniło się od błękitno-białego płomienia. W wielkiej sali stało kilkadziesiąt zamrożonych osób. Każdy miał szeroko otwarte oczy, nikt się nie ruszał. Zimny płomień pokrył posągi szronem i śniegiem.
Światło nie zgasło. Okazało się, że idąc w stronę smoka przeszli nad wielką przepaścią, do której Shuan prawie wpadł.
Przed sobą ujrzeli wielkie rzeźbione drzwi. Nikt nie dbał o to, czy okażą się zamknięte. Nie mieli innego wyboru.
Amel dobiegł do ściany i popchnął je z całej siły. Coś zgrzytnęło i powoli przesunęły się po lodowej podłodze. Wpadł do środka i zamknął je.
Pod przeciwległą ścianą leżała na boku Isera. Rozpoznali ją już z daleka.
Włosy jej urosły. Teraz srebrny warkocz sięgał do pasa, i wił się jak wąż po podłodze. Uszy lekko zakrzywiły się do przodu. Na odsłoniętych ramionach elfki widniały skaleczenia. Ręce miała skute kajdanami. Zamiast swojej prostej sukienki miała na sobie długą zwiewną szatę.
Amel postawił siostrę na ziemi i podniósł Iserę. Była lżejsza, niż wcześniej. Z jej dłoni wypadł kryształowy sztylet. Shuan podniósł go i ruszyli naprzód jednym z korytarzy.
Usłyszeli ryk i sklepienie rozpadło się. Wielki smok wylądował przed nimi, prawie rozgniatając Remillę, która szła z przodu. Pisnęła i schowała się za bratem. Smok jedną łapą wyrwał Iserę z rąk Amela, przysiadł i skoczył w górę. W ostatniej chwili przytomnej trójce udało się złapać go za jeden z pazurów, a potem wdrapać się na łapę.
Gdy wielkie zwierzę znalazło się na powierzchni, rozłożyło skrzydła wielkości małego boiska i leniwie nimi machnęło. Błona na nich wydęła się jak balon, a podmuch wiatru prawie zrzucił Remillę na ziemię. Wznieśli się w powietrze i pofrunęli na północ. Zmęczeni, szybko zasnęli. Tylko Amel siedział, patrzył na gwiazdy i zastanawiał się, co będzie dalej.
czwartek, 17 grudnia 2015
czwartek, 10 grudnia 2015
Piaski Pustyni - Ocean
-A więc, droga Ameile, nie wiesz, co masz tu robić. A ja mam pomysł. Ponieważ jesteś przywódczynią wioski, powinnaś się zająć swoim klanem. Król chce mieć informacje o wszystkich miastach na terenie królestwa. Wyślę list o wybraniu nowej przywódczyni. - szara papuga na ramieniu Sorai machnęła kilka razy skrzydłami i dalej słuchała jej słów. - Pytałaś też, co się stało z twoją matką. Ta papuga należała do niej. To Nordeye - teraz jest twoja.
-Ale jak mama zginęła?
-Nie jestem co do tego pewna, ale prawdopodobnie została zamordowana.
-Co? Przez kogo... Dlaczego? Miała jakichś wrogów? Jestem w niebezpieczeństwie?
-Cóż, miała wielu przeciwników. Jedni kłócili się z nią o władzę w klanie, jak choćby twój wujek Emil i ta jego żonka Jasmine. Walczyła też z klanem, co mówimy na nich Myszy Pustyni. Oficjalna nazwa to Ki'Merowie.
-Ale co, jeśli mnie zaatakują?
-Nie ośmielą się wejść na teren Eifei. Tu jesteś bezpieczna.
Nagle wbiegł służący i zawołał:
-Myszy Pustyni atakują!
Zanim Sorai wybiegła, poprawiła siwe włosy i mruknęła pod nosem:
-Cóż za ironia losu.
Eifeię otaczał tłum ludzi. Wszyscy byli niscy i mieli zamaskowane twarze. Kilka domów płonęło. Ameile wspięła się na najwyższy dom w środku miasta i strzelała z łuku. Idrisowi już skończyły się strzały, więc podkradał się do wrogów i zabijał ich małym sztyletem. Jedna z dziewczyn, o czarnych włosach, rzucała małymi fiolkami w przeciwników, wtedy pojawiał się fioletowy płomień i każdy uciekał od tego miejsca. Sorai zręcznie wymachiwała długim kijem.
Po długim czasie walki, gdy słońce chowało się za horyzontem, wrogowie przedarli się przez linię obrony. Czarnowłosa dziewczyna od płomieni jakimś cudem pojawiła się obok Ami i krzyknęła ,,Amen Renkhal Sivr Teon!". Przez chwilę nic się nie działo. Potem daleko na niebie pojawił się jasny kształt w kolorze liliowym. Przybliżał się coraz bardziej. Wylądował na dachu i pochylił głowę. Czarnowłosa skinieniem dłoni rozkazała Ameile i stojącemu obok Idrisowi wsiąść na smoka - bo też był to smok. Oszołomiona Ami nie miała nic innego do wyboru. Usiadła na siodle z czarnej skóry, trzymała się Idrisa z całej siły. Ta od fiolek wsiadła smokowi na szyję pokrytą czarnymi łuskami, spod których wydobywało się jasne liliowe światło, i pofrunęli w ciemność. Ami poczuła, że zaraz zemdleje. Tuż przed tym zauważyła, że dziewczyna przed nią ma suknię rozdartą na plecach. Na gładkiej skórze wytatuowane było imię: Bloirana.
Obudziło ją słońce. Ale jak jasne! Jaśniejsze, niż w Machet-Tessa. Już chciała zapytać, dlaczego zbliża się do słońca, ale poczuła podmuch wiatru i otworzyła jedno, zdrowe oko. Znajdowała się bardzo wysoko nad jakby błękitną pustynią. Smok teraz był koloru szafirowego.
-Co jest? Gdzie my jesteśmy? Czemu wszystko jest niebieskie?!
Bloirana siedząca przed nią powoli się odwróciła.
-Ocean Błękitny. Największy na Levlelevlelvie. Nie wiedziałaś?
-Ocean?! Co to jest?! Słyszałam takie słowo, ale...
-Czy z tobą jest coś nie tak?!
-Żyłam na ulicy!
-Dobrze, dalej nie pytam.
Kilka dni później, podczas których Ami wcale nie odczuwała żadnych potrzeb (Bloirana wyjaśniła, że sprawia to moc smoka) natrafili na ląd. Bardzo inny od pustyni, którą widzieli całe życie.
-Dlaczego to wszystko jest zielone?!
-Trawa. Nie widziałaś? Nigdy w życiu?
-To bardzo dziwne. Nigdy nie widziałam zielonego piasku!
-To nie piasek.
-Jak to?!
-Dowiesz się, gdy wylądujemy. Ale tam trawa będzie żółta i złota. A drzewa pomarańczowe.
-Nic nie rozumiem...
-Całe życie spędzone albo w brudnym, biednym mieście, albo na pustyni. Współczuję.
-A gdzie właściwie lecimy?
-Do kraju Nayoniki.
-Czemu podróżujemy?
-Jak ci to wytłumaczyć... Istnieje taka jakby grupa. Ta grupa ma za zadanie chronić cię i nie powiem, dlaczego.
-O, smok jest pomarańczowy.
-Świetnie. Dolatujemy.
Pod wieczór byli na miejscu. W ogromnym rzadkim lesie klonowym stało duże miasto. Kremowe mury z czerwonymi wykończeniami otaczały mnóstwo małych domów, sześciokątny plac, większe hale i duży dziedziniec wyłożony jasnymi kamieniami. Na środku w drewnianej fontannie rósł wielki klon. Złota poskręcana kora niemalże promieniała światłem. Z gigantycznej złocistej korony opadały złote pyłki i złociste liście, lądując na kamieniu i w czystej wodzie.
Wylądowali, wzbudzając ogólne zamieszanie. W drzwiach prowadzących do okazałego pałacu pojawiła się postać młodej dziewczyny. Podciągnęła suknię i pobiegła w ich stronę. Prawdopodobnie była to jakaś księżniczka.
-Malier Bloirana! Et se mi kuno!
-Ami, ona mówi żebyście szli za nią. Tu zostaniemy.
ciąg dalszy nastąpi...
KOMUNIKAT: Zachęcam do czytania innego mojego bloga. Będzie można czytać od jutra, utworzę go pewnie dziś. Jutro około osiemnastej podam linka do drugiego bloga.
-Ale jak mama zginęła?
-Nie jestem co do tego pewna, ale prawdopodobnie została zamordowana.
-Co? Przez kogo... Dlaczego? Miała jakichś wrogów? Jestem w niebezpieczeństwie?
-Cóż, miała wielu przeciwników. Jedni kłócili się z nią o władzę w klanie, jak choćby twój wujek Emil i ta jego żonka Jasmine. Walczyła też z klanem, co mówimy na nich Myszy Pustyni. Oficjalna nazwa to Ki'Merowie.
-Ale co, jeśli mnie zaatakują?
-Nie ośmielą się wejść na teren Eifei. Tu jesteś bezpieczna.
Nagle wbiegł służący i zawołał:
-Myszy Pustyni atakują!
Zanim Sorai wybiegła, poprawiła siwe włosy i mruknęła pod nosem:
-Cóż za ironia losu.
Eifeię otaczał tłum ludzi. Wszyscy byli niscy i mieli zamaskowane twarze. Kilka domów płonęło. Ameile wspięła się na najwyższy dom w środku miasta i strzelała z łuku. Idrisowi już skończyły się strzały, więc podkradał się do wrogów i zabijał ich małym sztyletem. Jedna z dziewczyn, o czarnych włosach, rzucała małymi fiolkami w przeciwników, wtedy pojawiał się fioletowy płomień i każdy uciekał od tego miejsca. Sorai zręcznie wymachiwała długim kijem.
Po długim czasie walki, gdy słońce chowało się za horyzontem, wrogowie przedarli się przez linię obrony. Czarnowłosa dziewczyna od płomieni jakimś cudem pojawiła się obok Ami i krzyknęła ,,Amen Renkhal Sivr Teon!". Przez chwilę nic się nie działo. Potem daleko na niebie pojawił się jasny kształt w kolorze liliowym. Przybliżał się coraz bardziej. Wylądował na dachu i pochylił głowę. Czarnowłosa skinieniem dłoni rozkazała Ameile i stojącemu obok Idrisowi wsiąść na smoka - bo też był to smok. Oszołomiona Ami nie miała nic innego do wyboru. Usiadła na siodle z czarnej skóry, trzymała się Idrisa z całej siły. Ta od fiolek wsiadła smokowi na szyję pokrytą czarnymi łuskami, spod których wydobywało się jasne liliowe światło, i pofrunęli w ciemność. Ami poczuła, że zaraz zemdleje. Tuż przed tym zauważyła, że dziewczyna przed nią ma suknię rozdartą na plecach. Na gładkiej skórze wytatuowane było imię: Bloirana.
Obudziło ją słońce. Ale jak jasne! Jaśniejsze, niż w Machet-Tessa. Już chciała zapytać, dlaczego zbliża się do słońca, ale poczuła podmuch wiatru i otworzyła jedno, zdrowe oko. Znajdowała się bardzo wysoko nad jakby błękitną pustynią. Smok teraz był koloru szafirowego.
-Co jest? Gdzie my jesteśmy? Czemu wszystko jest niebieskie?!
Bloirana siedząca przed nią powoli się odwróciła.
-Ocean Błękitny. Największy na Levlelevlelvie. Nie wiedziałaś?
-Ocean?! Co to jest?! Słyszałam takie słowo, ale...
-Czy z tobą jest coś nie tak?!
-Żyłam na ulicy!
-Dobrze, dalej nie pytam.
Kilka dni później, podczas których Ami wcale nie odczuwała żadnych potrzeb (Bloirana wyjaśniła, że sprawia to moc smoka) natrafili na ląd. Bardzo inny od pustyni, którą widzieli całe życie.
-Dlaczego to wszystko jest zielone?!
-Trawa. Nie widziałaś? Nigdy w życiu?
-To bardzo dziwne. Nigdy nie widziałam zielonego piasku!
-To nie piasek.
-Jak to?!
-Dowiesz się, gdy wylądujemy. Ale tam trawa będzie żółta i złota. A drzewa pomarańczowe.
-Nic nie rozumiem...
-Całe życie spędzone albo w brudnym, biednym mieście, albo na pustyni. Współczuję.
-A gdzie właściwie lecimy?
-Do kraju Nayoniki.
-Czemu podróżujemy?
-Jak ci to wytłumaczyć... Istnieje taka jakby grupa. Ta grupa ma za zadanie chronić cię i nie powiem, dlaczego.
-O, smok jest pomarańczowy.
-Świetnie. Dolatujemy.
Pod wieczór byli na miejscu. W ogromnym rzadkim lesie klonowym stało duże miasto. Kremowe mury z czerwonymi wykończeniami otaczały mnóstwo małych domów, sześciokątny plac, większe hale i duży dziedziniec wyłożony jasnymi kamieniami. Na środku w drewnianej fontannie rósł wielki klon. Złota poskręcana kora niemalże promieniała światłem. Z gigantycznej złocistej korony opadały złote pyłki i złociste liście, lądując na kamieniu i w czystej wodzie.
Wylądowali, wzbudzając ogólne zamieszanie. W drzwiach prowadzących do okazałego pałacu pojawiła się postać młodej dziewczyny. Podciągnęła suknię i pobiegła w ich stronę. Prawdopodobnie była to jakaś księżniczka.
-Malier Bloirana! Et se mi kuno!
-Ami, ona mówi żebyście szli za nią. Tu zostaniemy.
ciąg dalszy nastąpi...
KOMUNIKAT: Zachęcam do czytania innego mojego bloga. Będzie można czytać od jutra, utworzę go pewnie dziś. Jutro około osiemnastej podam linka do drugiego bloga.
niedziela, 6 grudnia 2015
Droga do zwycięstwa - Koniec
Po zniknięciu tych 4 osób już ich nie odnaleziono. Mijały lata. Wiele elfów szukało, nawet w świecie ludzi i wśród gwiazd. Nie ma już o czym pisać. Gabi, Frida, Nikola i Firraes nie odnalazły się. Teraz wszystko jest inne. Drzewa w Lesie Drzewiastych Róż są czerwone. Szczyty gór zaokrągliły się. Rose zaczyna chodzić do szkoły, ma 2 siostry i 3 braci. Bianca podróżuje po świecie. Shannel wróciła do morza. Samara i zazdrosny Mescian wrócili do szkoły. Aenelia połączyła się z Frostroad oraz Mirross, a także podbiłą malutki kraj Lakk i jest największym krajem Erevu (kontynentu). Arevin dość dobrze radzi sobie w roli ojca i króla. Laura codziennie pije herbatę i przestała się starzeć.
Być może jeszcze wrócą...
Być może jeszcze wrócą...
sobota, 5 grudnia 2015
Mapa Frinony
Frinona to bardzo zimny kraj. Walczy z Imperium Broeskim. Góry Lodowe są na południu, Brosse ciągną się wzdłuż wybrzeża. Lentiny i Roths to skupisko gór na samej północy, Lentiny z jakiegoś powodu nie są pokryte śniegiem. Meretany są bardziej na południe. Rośnie tam wiele dużych drzew liściastych. Żyje tam mnóstwo zwierząt, od małych skrzydlatych araukan do ogromnych smoków, nielicznych feniksów i białych jeleni o kryształowych rogach. Z każdej góry spływa kilka czystych strumieni. Liczne jaskinie zapewniają schronienie.
Droga do zwycięstwa - Ścigana, Lodowa Potęga - Podróż
Firraes starała się zasnąć, ale jak zwykle nie mogła. Prawie wpadła w depresję po śmierci Evannel. Jeszcze nie ustalono, jaką karę otrzyma, ale wiedziała, że wysoką. Co nocy płakała, płakała rano i w środku dnia. Prawie nic nie mówiła. Nie próbowała się zabić po tym, jak Gabi znów ją uratowała i prawie na nią nakrzyczała. Firraes dodała trucizny do jedzenia. Po obiedzie powiedziała, że musi położyć się spać. Gabi wyczuła, że to podejrzane. Zajrzała do pokoju i gdy zobaczyła, że z nią źle, wezwała lekarza.
Wreszcie zasnęła, ale nie spała spokojnie. Miała sen, w którym była ścigana, nawet sama nie wiedziała przez kogo. Obudziła się i usiadła szybko na łóżku. W oknie stał ktoś w ciemnym kapturze. Firraes wrzasnęła i wybiegła z pokoju. Ruszyła w stronę sypialni Laury. Słyszała, jak za nią ktoś biegł. Z ciemności za nią wyfrunęła strzała. Mknęła za elfką szybko i prawie jej dosięgła, ale z cienia wyłoniła się ręka i ją schwyciła. Firka wpadła do pomieszczenia i przytuliła się do Laury, która właśnie próbowała wstać i sprawdzić, kto hałasuje.
-Laura! Gonią mnie! Chcieli zabić! - krzyczała, na zmianę mówiąc i płacząc.
-Puść mnie! Co ci?! Znowu coś ci się śni?!
-Nie sądzę. Firraes, jeśli ktoś do ciebie strzela, uważaj na innych. - do pokoju weszła Gabi, powiedziała to z dziwnym spokojem i pokazała trzymaną w dłoni długą czarną strzałę.
-Gabi! Jak ty to robisz?! Ciągle mnie ratujesz!
-Inaczej się nie da. Ciebie trzeba wyjątkowo pilnować.
Arevin się obudził i powiedział zaspanym głosem:
-Nie dajecie się spokojnie wyspać... - i znów zasnął.
Tej nocy Firraes spała u Laury. Od rana do wieczora miała jej pilnować Gabi. Dni upływały tak samo - śniadanie, rozmowy w salonie, obiad, znów rozmowy w salonie, kolacja, mycie się i drżąca ze strachu Firraes zasypiała w pokoju Gabi, Fridy i Nikoli. Wyroku nie było - najpierw poddani żądali jak najsurowszej kary, ale litość dla wrażliwej elfki w nich zwyciężyła i teraz z kolei żądali braku kary. W końcu dni zmieniły się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Po kilku znaleźli Nethelana i wsadzili do więzienia. Ale mimo tego, że był środek lata, panowała nieprzyjemna atmosfera. Bezchmurne niebo nie przepuszczało blasku słońca. A słońce większe niż zwykle, blade, nie dawało prawie światła. Wyraźnie czuć było mroczną siłę, która ogarnęła świat. Zamach na życie Firraes nie powtórzył się, ale za nic w świecie nie wyszłaby w nocy z pokoju. Gabi każdą wolną chwilę spędzała na myśleniu i zastanawianiu się, kto zaatakował Firkę. Samara hodowała kwiaty, Mescian próbował porozmawiać z Fircią, ale za każdym razem Gabi patrzyła na niego tak, jakby go chciała zabić, i odchodził zniechęcony. Bianca co chwilę zeskakiwała z najwyższej wieży w pałacu i ćwiczyła latanie. Laura i Arevin uczyli dziecko chodzić, mówić i innych rzeczy. Frida czytała książki o mocy lodowej. Jednak gdy pewnej wyjątkowo ciemnej nocy Firraes spała, nagle się obudziła. Gabi, Nikola i Frida spały. Coś mignęło w ciemności. Inni usłyszeli tylko jej krzyk. Gdy wbiegli do pokoju, nikogo tam nie było.
-Amel? Nie boli cię noga?
Starszy brat Remi westchnął. Właśnie skończył bandażować zranioną łydkę. Chciał upolować coś do jedzenia, ale Isera nadal była nieprzytomna, a ktoś musiał pilnować Remilli i Shuana. Na szczęście miał jeszcze trochę zapasów z podróży i nakarmił siostrę, a potem jej kolegę. Później Isera się obudziła i dostała trochę chleba z miodem. Wyruszyli naprzód.
-Amel, gdzie jedziemy? Ciemno się robi. - zapytała Remilla po kilku godzinach jazdy na koniach wśród ogromnych gęsto zrośniętych drzew Puszczy Lodowej.
-Do Miretu, wioski w górach. Tam jest bezpiecznie.
-Daleko?
-Nie miałaś geografii w szkole?
-Daleko.
-Nie mówiłem, w których górach.
-Lodowych, Brosse, Lentinach czy Roths?
-W Meretanach.
-Czyli?
-To te, co na mapach nie mają nazwy.
-Aaa! A czemu nie mają?
-Związane z pewną legendą.
-Opowiesz? Opowiedz!
-No dobrze. Jeszcze przed powstaniem granic Frinony rządził tu król Efen. Był bardo potężny, a jego kraj zajmował podobno pół Elizjai (kontynentu). Miał córkę Meretanę. Postanowił nazwać te góry jej imieniem. Pewnego razu tłum młodzieńców pobił się o nią. Chciała ich uspokoić, ale nie zauważyli, że obok stoi dziewczyna, o którą walczą, a kolejny przeciwnik. Przypadkiem zabili ją. Król w żałobie zabronił zapisywać na mapie nazwy tych gór. Potem odszedł i nie wrócił.
-Smutne! A kiedy dotrzemy?
-Za kilka dni. W górach jest dużo zwierząt i strumyków. Będziemy mieć jedzenie.
-A araukany tam są?
-Tak.
-Jej! Będzie i mięso, i jajka! Super!
-Tak. A teraz jedziemy.
ciąg dalszy nastąpi...
Wreszcie zasnęła, ale nie spała spokojnie. Miała sen, w którym była ścigana, nawet sama nie wiedziała przez kogo. Obudziła się i usiadła szybko na łóżku. W oknie stał ktoś w ciemnym kapturze. Firraes wrzasnęła i wybiegła z pokoju. Ruszyła w stronę sypialni Laury. Słyszała, jak za nią ktoś biegł. Z ciemności za nią wyfrunęła strzała. Mknęła za elfką szybko i prawie jej dosięgła, ale z cienia wyłoniła się ręka i ją schwyciła. Firka wpadła do pomieszczenia i przytuliła się do Laury, która właśnie próbowała wstać i sprawdzić, kto hałasuje.
-Laura! Gonią mnie! Chcieli zabić! - krzyczała, na zmianę mówiąc i płacząc.
-Puść mnie! Co ci?! Znowu coś ci się śni?!
-Nie sądzę. Firraes, jeśli ktoś do ciebie strzela, uważaj na innych. - do pokoju weszła Gabi, powiedziała to z dziwnym spokojem i pokazała trzymaną w dłoni długą czarną strzałę.
-Gabi! Jak ty to robisz?! Ciągle mnie ratujesz!
-Inaczej się nie da. Ciebie trzeba wyjątkowo pilnować.
Arevin się obudził i powiedział zaspanym głosem:
-Nie dajecie się spokojnie wyspać... - i znów zasnął.
Tej nocy Firraes spała u Laury. Od rana do wieczora miała jej pilnować Gabi. Dni upływały tak samo - śniadanie, rozmowy w salonie, obiad, znów rozmowy w salonie, kolacja, mycie się i drżąca ze strachu Firraes zasypiała w pokoju Gabi, Fridy i Nikoli. Wyroku nie było - najpierw poddani żądali jak najsurowszej kary, ale litość dla wrażliwej elfki w nich zwyciężyła i teraz z kolei żądali braku kary. W końcu dni zmieniły się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Po kilku znaleźli Nethelana i wsadzili do więzienia. Ale mimo tego, że był środek lata, panowała nieprzyjemna atmosfera. Bezchmurne niebo nie przepuszczało blasku słońca. A słońce większe niż zwykle, blade, nie dawało prawie światła. Wyraźnie czuć było mroczną siłę, która ogarnęła świat. Zamach na życie Firraes nie powtórzył się, ale za nic w świecie nie wyszłaby w nocy z pokoju. Gabi każdą wolną chwilę spędzała na myśleniu i zastanawianiu się, kto zaatakował Firkę. Samara hodowała kwiaty, Mescian próbował porozmawiać z Fircią, ale za każdym razem Gabi patrzyła na niego tak, jakby go chciała zabić, i odchodził zniechęcony. Bianca co chwilę zeskakiwała z najwyższej wieży w pałacu i ćwiczyła latanie. Laura i Arevin uczyli dziecko chodzić, mówić i innych rzeczy. Frida czytała książki o mocy lodowej. Jednak gdy pewnej wyjątkowo ciemnej nocy Firraes spała, nagle się obudziła. Gabi, Nikola i Frida spały. Coś mignęło w ciemności. Inni usłyszeli tylko jej krzyk. Gdy wbiegli do pokoju, nikogo tam nie było.
-Amel? Nie boli cię noga?
Starszy brat Remi westchnął. Właśnie skończył bandażować zranioną łydkę. Chciał upolować coś do jedzenia, ale Isera nadal była nieprzytomna, a ktoś musiał pilnować Remilli i Shuana. Na szczęście miał jeszcze trochę zapasów z podróży i nakarmił siostrę, a potem jej kolegę. Później Isera się obudziła i dostała trochę chleba z miodem. Wyruszyli naprzód.
-Amel, gdzie jedziemy? Ciemno się robi. - zapytała Remilla po kilku godzinach jazdy na koniach wśród ogromnych gęsto zrośniętych drzew Puszczy Lodowej.
-Do Miretu, wioski w górach. Tam jest bezpiecznie.
-Daleko?
-Nie miałaś geografii w szkole?
-Daleko.
-Nie mówiłem, w których górach.
-Lodowych, Brosse, Lentinach czy Roths?
-W Meretanach.
-Czyli?
-To te, co na mapach nie mają nazwy.
-Aaa! A czemu nie mają?
-Związane z pewną legendą.
-Opowiesz? Opowiedz!
-No dobrze. Jeszcze przed powstaniem granic Frinony rządził tu król Efen. Był bardo potężny, a jego kraj zajmował podobno pół Elizjai (kontynentu). Miał córkę Meretanę. Postanowił nazwać te góry jej imieniem. Pewnego razu tłum młodzieńców pobił się o nią. Chciała ich uspokoić, ale nie zauważyli, że obok stoi dziewczyna, o którą walczą, a kolejny przeciwnik. Przypadkiem zabili ją. Król w żałobie zabronił zapisywać na mapie nazwy tych gór. Potem odszedł i nie wrócił.
-Smutne! A kiedy dotrzemy?
-Za kilka dni. W górach jest dużo zwierząt i strumyków. Będziemy mieć jedzenie.
-A araukany tam są?
-Tak.
-Jej! Będzie i mięso, i jajka! Super!
-Tak. A teraz jedziemy.
ciąg dalszy nastąpi...
Piaski pustyni - Eheianka
Gdy Ami wykąpała się, ubrała i poczytała, ta sama murzynka weszła do pokoju, rozsunęła zasłony i wyszła. Po chwili wróciła, niosąc dwie tace z jedzeniem. Ukłoniła się Ameile i znów wyszła.
Zdjęła serwetkę ze swojej tacy i westchnęła ze zdumienia. Na kilku talerzach ujrzała biały ostry ser, ciepły i pachnący płaski chleb, gotowany ryż z marchewką i sosem sojowym, kawałek pieczonego mięsa, kubek mleka i małe ciastko z czekoladą. Po raz pierwszy w życiu widziała tyle jedzenia. Myślała, że da radę zjeść wszystko, ale bardzo się pomyliła! Już podczas jedzenia ryżu poczuła, że jest pełna. Napiła się mleka, chwilę poleżała i jadła dalej, choć nie dokończyła - nie mogła. Idris zaś zjadł trochę więcej, ale też nie dał rady. Potem nudzili się i nie mieli co robić, ale ta sama murzynka po raz trzeci weszła, ukłoniła się i zaprosiła ich na zewnątrz skinieniem dłoni.
Na małym marmurowym tarasie obrośniętym wieloma roślinami siedziało kilkanaście osób. Największe wrażenie robiła siwa kobieta o bojowym wyrazie twarzy. Obok starszy wojownik, potem dwie identyczne jasnowłose dziewczyny, dwóch chłopców z czarnymi włosami, dalej mała rudowłosa dziewczynka, kilka murzynek i parę osób z włosami w kolorach: błękitne, fioletowe, różowe, zielone, czerwone, białe i w środku kobieta o srebrnych włosach do kostek. Każdy patrzył na Ameile z zainteresowaniem. Siwa kobieta wstała.
-Patrzcie, oto wasza krewna z miasta. Córka Froilain, poprzedniej przywódczyni klanu Eheianów. Szanujcie ją. Przedstawcie się!
Każdy wstał, ukłonił się i powiedział swoje imię. Potem Ami podała swoje. Została zaprowadzona do sporego ogrodu, w którym po małym stawie pływały ogromne lilie. Do nocy trwały tam tańce, grała muzyka, a córka Froilain uczyła się o obyczajach swojego klanu.
Zdjęła serwetkę ze swojej tacy i westchnęła ze zdumienia. Na kilku talerzach ujrzała biały ostry ser, ciepły i pachnący płaski chleb, gotowany ryż z marchewką i sosem sojowym, kawałek pieczonego mięsa, kubek mleka i małe ciastko z czekoladą. Po raz pierwszy w życiu widziała tyle jedzenia. Myślała, że da radę zjeść wszystko, ale bardzo się pomyliła! Już podczas jedzenia ryżu poczuła, że jest pełna. Napiła się mleka, chwilę poleżała i jadła dalej, choć nie dokończyła - nie mogła. Idris zaś zjadł trochę więcej, ale też nie dał rady. Potem nudzili się i nie mieli co robić, ale ta sama murzynka po raz trzeci weszła, ukłoniła się i zaprosiła ich na zewnątrz skinieniem dłoni.
Na małym marmurowym tarasie obrośniętym wieloma roślinami siedziało kilkanaście osób. Największe wrażenie robiła siwa kobieta o bojowym wyrazie twarzy. Obok starszy wojownik, potem dwie identyczne jasnowłose dziewczyny, dwóch chłopców z czarnymi włosami, dalej mała rudowłosa dziewczynka, kilka murzynek i parę osób z włosami w kolorach: błękitne, fioletowe, różowe, zielone, czerwone, białe i w środku kobieta o srebrnych włosach do kostek. Każdy patrzył na Ameile z zainteresowaniem. Siwa kobieta wstała.
-Patrzcie, oto wasza krewna z miasta. Córka Froilain, poprzedniej przywódczyni klanu Eheianów. Szanujcie ją. Przedstawcie się!
Każdy wstał, ukłonił się i powiedział swoje imię. Potem Ami podała swoje. Została zaprowadzona do sporego ogrodu, w którym po małym stawie pływały ogromne lilie. Do nocy trwały tam tańce, grała muzyka, a córka Froilain uczyła się o obyczajach swojego klanu.
Sha i Mila - bliźniaczki, tutaj jest jedna bo są identyczne
Serir i Barg
Rina
Lisa, jedna z murzynek
Sirin Bli
Lilly, Jola, Luisa
Subskrybuj:
Posty (Atom)