czwartek, 17 grudnia 2015

Lodowa Potęga - Świątynia Lodowego Smoka

-Isera! Isera! Gdzie poszła Isera?!
Wszyscy szukali jej od godziny i byli wyraźnie zaniepokojeni. Piękna elfka znikła nad ranem. Remilla obudziła się i zobaczyła, że jej nie ma, więc obudziła jeszcze brata.
-Remi! Na drzewo! Znajdziemy ją!
Mała dziewczynka natychmiast wspięła się po błękitnym poskręcanym pniu i znikła wśród jasnych liści. Rozległ się jej głos:
-Kilka mil dalej jest wielka lodowa iglica! Isi ma moc lodu?
-Nie! Pewnie tam poszła! Ruszamy!
Zwinęli namioty i wbiegli pomiędzy drzewa. Gdy dotarli, Remi oniemiała z zachwytu.
Wielka budowla sięgała chmur. Stworzono ją z najczystszego lodu na świecie i wyrzeźbiono w piękne wzory. Motywy roślinne przeplatały się z wizerunkami smoków, elfów, bogów i mitycznych zwierząt. Każde miejsce mieniło się kolorami tęczy. Obeszli budynek dookoła.
-Czy ktoś znalazł wejście?
Było dobrze ukryte. Dopiero gdy Amel przyłożył dłoń do ściany rzeźbionej w gołębie, kawałek lodu wsunął się do środka. Nie można było nikogo zostawić samego, więc weszli wszyscy.
W środku drzwi chyba znikły! Ściany były z kryształu odbijającego wszystko jak lustro. W każdym miejscu odbijały się setki twarzy Amela, Remilli i Shuana.
-Co dalej? Gdzie idzi... - nie dokończyła, bo każdy upadł na ziemię.
-Podłoga jedzie w dół!!!
Po jakimś czasie uderzenie podrzuciło ich w górę. Znów upadli. Wstali. Było zupełnie ciemno. Amel ruszył naprzód w celu znalezienia wyjścia.
Przenikli przez kryształową ścianę i znaleźli się w dużym lodowym pomieszczeniu. Wszystko było ciemne, poza jednym szczegółem...
Daleko od nich, pod przeciwległą ścianą był świecący, jasny kształt. Ruszyli w jego stronę, gdy ziemia znikła spod stóp Shuana. Prawie spadł, ale w ostatniej chwili Remilla złapała go i wciągnęła z powrotem. Potem szli ostrożniej, dokładnie sprawdzając ziemię pod stopami. Dotarli. Był to wielki smok. Spod białych łusek sączyło się błękitne światło.  Cienka błona na skrzydłach poprzecinana była delikatną siatką srebrnych żyłek. Z grzbietu sterczało mnóstwo jasnych kolców w kształcie liści. Masywne łapy kończyły się niebieskimi zakrzywionymi pazurami. Smok leżał na stercie kolorowych klejnotów. Remi zaświeciły się oczy i wyciągnęła po nie drobną dłoń.
-Remi! Nie! To pułapka! - szepnął Amelmeran.
Za późno. W chwili, gdy dziewczynka podniosła spory diament, ogromne stworzenie poruszyło się i otworzyło jedno oko. Promieniało jasnoniebieskim światłem, które padało na wszystko wokół, a także przerażoną twarz Shuana. Remilla nie mogła się poruszyć. Czuła, że zamarza, choć była elfką śnieżną. Po raz pierwszy w życiu było jej zimno.
Amel zauważył, że jej stopy robią się błękitne i przymarzają do lodowej podłogi. Podniósł ją i popędził przed siebie. Spojrzał na smoka przez ramię. Właśnie wstał, niszczył wszystko wokół kolczastym ogromnym ogonem i zakręconymi rogami. Potem wszystko wokół uciekającej trójki rozjaśniło się od błękitno-białego płomienia. W wielkiej sali stało kilkadziesiąt zamrożonych osób. Każdy miał szeroko otwarte oczy, nikt się nie ruszał. Zimny płomień pokrył posągi szronem i śniegiem.
Światło nie zgasło. Okazało się, że idąc w stronę smoka przeszli nad wielką przepaścią, do której Shuan prawie wpadł.
Przed sobą ujrzeli wielkie rzeźbione drzwi. Nikt nie dbał o to, czy okażą się zamknięte. Nie mieli innego wyboru.
Amel dobiegł do ściany i popchnął je z całej siły. Coś zgrzytnęło i powoli przesunęły się po lodowej podłodze. Wpadł do środka i zamknął je.
Pod przeciwległą ścianą leżała na boku Isera. Rozpoznali ją już z daleka.
Włosy jej urosły. Teraz srebrny warkocz sięgał do pasa, i wił się jak wąż po podłodze. Uszy lekko zakrzywiły się do przodu. Na odsłoniętych ramionach elfki widniały skaleczenia. Ręce miała skute kajdanami. Zamiast swojej prostej sukienki miała na sobie długą zwiewną szatę.
Amel postawił siostrę na ziemi i podniósł Iserę. Była lżejsza, niż wcześniej. Z jej dłoni wypadł kryształowy sztylet. Shuan podniósł go i ruszyli naprzód jednym z korytarzy.
Usłyszeli ryk i sklepienie rozpadło się. Wielki smok wylądował przed nimi, prawie rozgniatając Remillę, która szła z przodu. Pisnęła i schowała się za bratem. Smok jedną łapą wyrwał Iserę z rąk Amela, przysiadł i skoczył w górę. W ostatniej chwili przytomnej trójce udało się złapać go za jeden z pazurów, a potem wdrapać się na łapę.
Gdy wielkie zwierzę znalazło się na powierzchni, rozłożyło skrzydła wielkości małego boiska i leniwie nimi machnęło. Błona na nich wydęła się jak balon, a podmuch wiatru prawie zrzucił Remillę na ziemię. Wznieśli się w powietrze i pofrunęli na północ. Zmęczeni, szybko zasnęli. Tylko Amel siedział, patrzył na gwiazdy i zastanawiał się, co będzie dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz