Oczywiście Ameile nie uwierzyła w to, co powiedziała Gwendolyna, i nadal uważała elfy za legendę. Ale wróćmy do tego, co działo się na statku. Jej pokój nie był jakiś ogromny, ale idealny dla 1 osoby. Podłogę z jasnego drzewna zakrywał puszysty biały dywan. Sufit wspierały 4 kolumny w kątach, każda rzeźbiona na kształt białego drzewa. Z gałęzi zwisały małe, świecące kulki. W pokoju zmieściło się wystarczająco mebli: łóżko z wieloma poduszkami i wygodną kołdrą, szafa na ubrania z białego drewna, takie same półki, stolik, krzesło i szuflady na różne drobiazgi. Naprzeciwko drzwi było duże okno z czystą szybą i białymi półprzezroczystymi zasłonami. Była idealna temperatura, sucho i ciepło. Po zwiedzeniu pokoju wyszła na korytarz i jeszcze raz spojrzała na drzwi. Były całkiem białe. Wisiała na nich tabliczka z napisem ,,Ameile Elizabeth Bloren". Potem odwróciła się i wyszła na pokład oglądać jak płyną.
Rzeka przypominała rzekę tylko kształtem. Prawdopodobnie była zaczarowana, tak jak statek. Jaka rzeka ma wodę, która jest krystalicznie czysta, słona, nie porusza piasku i płyną po niej fale? Piasek wokół nich był też ciekawy. W jednym miejscu przezroczysty, w innym biały, ale w większości kolorowy, złożony z małych, okrągłych kryształków. Statek lekko falował, słońce przygrzewało, wiał lekki wiatr. Było bardzo przyjemnie. Prawie dało się zapomnieć o nadchodzącej bitwie w dalekim kraju atakowanym przez wilki. W porze obiadowej okazało się, że na samym środku statku jest miejsce na ognisko. Gwendolyna, potrafiąca świetnie gotować, przyrządziła pyszny obiad - żeberka w miodzie, sałatka z ogórków kiszonych i pomidorów, spaghetti carbonara i herbatę. Potem trzeba było iść spać,ale nikt nie miał problemów z zaśnięciem. Ktoś grał na harfie, zwykły letni wieczór.
Ameile nagle się obudziła. Było całkiem ciemno, jakby biały pokój zakrywała czarna zasłona. Instynkt jej podpowiadał, że coś zagraża jej bezpieczeństwu, ale postanowiła zignorować przeczucie. Kiedy leżała w łóżku, próbując zasnąć, coś zastukało lekko w szybę. Wstała i wpatrzyła się w okno. Nic nie widziała poza ciemnoczerwonym pasmem na horyzoncie, które mogło być po prostu światłem słońca, ale strasznie ją zaniepokoiło. Postanowiła powiadomić Gwendolynę.
Księżniczka nie spała. Siedziała na fotelu, czyszcząc miecz i wpatrując się w czerwone światło.
-Gwen? - spytała Ami. Gwendolyna podskoczyła i odwróciła się.
-Coś się stało? Też nie możesz spać?
-Obudziłam się bez powodu. Jak chciałam zasnąć, coś zastukało w okno. Wyjrzałam i zobaczyłam to światło.
-Ciebie też to niepokoi?
-Tak.
-Może zapytamy o to Bloiranę?
-Ona jest z nami? A smok?
-Tak, jest. Smok zmienił formę i udaje sokoła.
-Dobra, chodźmy już. To światło mnie przeraża. Boję się.
Wyszły z pokoju i udały się korytarzem naprzód. Na początku było tylko całe mnóstwo drzwi, niekończące się szeregi białych desek ze srebrnymi tabliczkami. Potem drzwi się skończyły. Ami bolały już nogi, gdy zauważyła, że drzwi albo są zniszczone, albo wyrwane albo po prostu była tylko ściana. W ciemnych pokojach nic nie było widać. Po długim czasie dotarły na koniec korytarza. W ścianie była tylko ciemna dziura z kamienia zakryta półprzezroczystą fioletową zasłoną. Weszły do środka.
Bloirana medytowała na fioletowej poduszce obszytej złotymi nićmi. Duży sokół siedział na patyku i zaskrzeczał na ich widok. Bloirana otworzyła oczy.
-Witajcie. Co u was? Jakiś problem?
-Chciałyśmy spytać cię o dziwne czerwone chmury na horyzoncie. Jest strasznie ciemno, środek nocy, a tamte chmury są jasne.
Bloirana wyjrzała przez okno.
-Macie na myśli te wielkie szare chmury jakieś 2 kilometry od nas? Nie, nie wiem co to.
-Nie wie... Jakie 2 kilometry?!
-Wyjrzyj.
Rzeczywiście. Ogromny szary kształt był niedaleko i powoli posuwał się w ich stronę.
-Pomocy! Ratujcie mnie! - pisnęła Ameile. Obie odwróciły się w jej stronę. Była tak przerażona, że nie mogła się ruszyć. - to burza piaskowa!
-Jaka burza piaskowa? Nic nam nie będzie. To magiczny statek.
-Będzie! Czuję, że coś złego się stanie!
-Prawdę mówiąc, ja też. Zawołam Neithana, specjalistę od burz piaskowych. Chodź za mną. - powiedziała Gwendolyna.
-Ok.
Gdy Gwen rozmawiała z Neithanem, Ameile postanowiła wyjść na pokład.
-Hej, gdzie idziesz? - zatrzymał ją Erin (przyjaciel Gwen).
-Na zewnątrz. Jest burza piaskowa. Sama nie wiem, czemu tam idę.
-Stój, to niebezpieczne.
-Muszę tam iść!
-Nie możesz!
-Pójdę! - wybiegła po schodach na pokład, a Erin za nią. Stanęła na środku i wstrzymała oddech. Zdążyła tylko krzyknąć, zanim pierwszy skrzydlaty wąż zanurkował w jej stronę.
Idris nie mógł spokojnie spać. Co chwilę się budził. W końcu dał za wygraną, wstał i chciał wyjrzeć przez okno, ale usłyszał krzyk Ami. Popędził na zewnątrz.
Dziewczyna walczyła sztyletem, odganiając się od dziwnych latających stworzeń. Miały ciało węża i brązowe skrzydła nietoperza, tylko trochę większe. Ciągle syczały i otwierały pyski pełne ostrych zębów. Wokół statku szalała burza piaskowa. Kolorowe odłamki przesłaniały wszystko, ale skądś brało się światło i nie było ciemno. Nie mogły trafić w statek, ale pojedyncze ostrze kawałki kryształów spadały w stronę podłogi. Obok Ami walczył Erin, przyjaciel Gwendolyny. Zadawał ciosy krótkim, cienkim mieczem, zgrabnie unikając węży. Ameile też dobrze się broniła, ale nagle jeden z węży bardzo szybko przefrunął, mocno uderzył Erina, ugryzł go i został przepołowiony przez Ami. Erin zachwiał się i upadł. Chwilę później na pokładzie zaroiło się od wojowników. Zabili wszystkie węże. Piasek opadł z powrotem i okazało się, że już jest ranek. Gwendolyna siedziała obok Erina, który leżał na ziemi i nie mógł się poruszać.
-Co mu jest?!
-Cicho. On umiera. - Po twarzy dziewczyny spływały łzy.
Tak więc ostatnimi słowami wojownika Erina były ,,Nie możesz". Pojawił się problem, jak go pochować. Wtedy Ami przyłożyła mu dłoń do czoła i wyszeptała coś. Rozsypał się w złoty pył, który rozwiał się po pustyni.
Nikt się nie odezwał. Gwen patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem. Potem poszła do swojego pokoju.
ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz