Przed pójściem do domu Laura poszła jeszcze do sklepu. Wróciła z butelką koziego mleka, błękitnymi bułeczkami ze skorupki jaja araukany, dwoma drożdżówkami, masłem orzechowym i surową rybą korben. Po drodze spotkała mamę Biancy - nimfę leśną Loreave.
-Cześć, Lauro!
-Dzień dobry... - Laura jak zawsze przy rozmowie z dorosłym zaczerwieniła się.
-Mogłabyś nam pomóc?
-Tak...
-Ja z Riddisem jedziemy nadzorować budowę mostu na cześć Irengati, ale boimy się zostawić Maurin z Biancą...
Laura zrozumiała. Maurin była malutką siostrzyczką Biancy. Bianca jest zbyt energiczna... Jednak Laura bardzo lubiła malutką Maurin.
-Jasne! Kiedy do niej pójść?
-Jutro rano. Pomieszkasz kilka dni w naszym domu. Przyjdź o świcie na koniec Złotej Alejki, tam się spotkamy.
-Dobrze! Przyjdę na pewno!
W domu Laura powiedziała Biance o wszystkim.
-Aha, czyli rodzice jadą nad rzekę Revę, a ty się zajmiesz naszym domem i Maurin?
-Dokładnie. Robię obiad.
-Ja nazbieram kwiatków!
Po 2 godzinach Laura podała obiad. Składały się na nie: pieczony korben w sosie jagodowym, sałatka z niebiańskiej pokrzywy, gotowane jaja araukany, a na deser drożdżówki z orzechami i masłem orzechowym.
Laura odstawiła szklankę po kozim mleku.
-Chyba powinnam się spakować. Bianca, pozmywasz?
-Jasne!
Laura wybrała jedną dużą walizkę. Najpierw spakowała korapon (coś jak nasz komputer), potem pakowała ubrania. Nagle jej wzrok padł na leżący w kącie ozdobny sztylet. Coś ją poruszyło, poczuła, że sztylet będzie jej potrzebny, więc go spakowała. Gdy Bianca poszła do domu, Laura położyła się spać.
Miała dziwny sen. Wybiegała z płonącego domu, niosąc Maurin. Ktoś złapał ją za rękę. Pchnęła tą osobę sztyletem i biegła dalej.
Gwałtownie usiadła na łóżku i spojrzała na zegarek. Była 3.33. Znów zamknęła oczy. Tuż przed zaśnięciem wydawało jej się, że ktoś patrzy przez okno.
Obudziła się jeszcze 6 razy, co 20 minut. W Aenelii w zimę świt jest o 12.00, więc gdy o 7.00 zadzwonił budzik, miała jeszcze dużo czasu. Czesząc długie karmazynowe włosy spojrzała w okno. Zobaczyła dziewczynę w niebieskiej sukience z dwoma brązowymi kucykami i dziwnym pistoletem uciekającą od jej okna...
Zamarła z przerażenia. Dalsze przygotowania czyniła powoli, ostrożnie się poruszając i co chwilę nerwowo zerkając w stronę okna.
O 11.30 wyszła z domu. Bez przerwy ze strachem oglądała się za siebie, ale nikogo nie dostrzegła. Przynajmniej nie widziała tej dziewczyny.
Ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz