Laura dotarła na koniec Złotej Alejki równo o 12.00. Loreave i Bianca już tam były. Po krótkiej rozmowie Bianca odprowadziła Laurę do swojego domu. Był to średniej wielkości drewniany dom na małej polanie otoczonej lasem. Maurin bawiła się na podłodze klockami, śmiała się i patrzyła na Laurę. Ta poszła do salonu rozpakować się. Po chwili Maurin pojawiła się przy jej nodze i zaczęła gadać: ,,Lara, jeść!". Jak każde dziecko nimfy umiała wymawiać ,,R". Laura po nakarmieniu jej postanowiła poczytać książkę na powietrzu. Wzięła Maurin i poszła z nią przed dom.
Nad nimi Bianca latała w powietrzu, wykonując niesamowite akrobacje i tym samym zachwycając swoją malutką siostrzyczkę. Maurin złościła się, bo nie umiała tak latać. Laura westchnęła, odłożyła książkę, wzięła małą na ręce, rozłożyła szeroko swoje majestatyczne skrzydła i wzbiła się w powietrze. Lecąc wysoko nad polaną nagle z jednego skrzydła straciła powietrze. Wypadła jej jedna z lotek. Normalnie mogłaby powoli zlecieć na ziemię, ale nie z Maurin! Machała skrzydłami jak tylko mogła, ale nie mogła odzyskać równowagi. Nagle malutka wypadła jej z rąk... Spadała i spadała... Laura krzyknęła... I w tym momencie Bianca złożyła skrzydła, złapała Maurin i w ostatniej chwili rozłożyła skrzydła, powoli zlatując na ziemię. Laura stanęła na ziemi, usiadła i zaczęła płakać i trząść się ze strachu.
Na ziemi leżało karmazynowe piórko.
Bianca posadziła siostrę na ziemi i przytuliła Laurę.
-Nie płacz, nie płacz...
-Prawie ją zabiłam!
-Ale ją złapałam. Wszystko jest dobrze.
-A gdybyś jej nie złapała...
-Cicho! Złapałam!
Poszły do domu. Laura zabrała się za przygotowywanie obiadokolacji.
Później położyła Maurin spać i sama zasnęła.
Obudził ją krzyk Biancy. Wbiegła do jej pokoju i zobaczyła ogień. Mnóstwo ognia! Złapała swój plecak i rękę Biancy i wybiegła. Nagle sobie przypomniała... Zostawiła Maurin!!! Wzięła swój sztylet i pobiegła po małą dziewczynkę. Gdy biegła przez płonący dom, z ognia wynurzyła się ręka i złapała Laurę. Ta dźgnęła dziwną rękę sztyletem i pobiegła dalej, na zewnątrz.
Bianca powoli dochodziła do siebie leżąc na trawie, gdy z płomieni wybiegła poparzona Laura z Maurin na rękach. Położyła malutką na trawie i upadła na ziemię. Bianca ugasiła płonące końcówki skrzydeł Laury i odciągnęła ją od ognia. Maurin zawinęła w koc, z którym wybiegła.
Rano dom już się nie palił. Bianca znalazła bandaż który jakimś cudem się nie spalił i zabandażowała rękę Laury. Maurin nic się nie stało. Gdy Laura się obudziła, poszły do jej domu, potem kupiły co trzeba i zaczęły omawiać plan.
-Bianca, co zrobimy?
-Nie wiem!!! Chcę do rodziców!!!
-Bianco, trzeba coś zrobić.
-Znajdziemy ich! Przecież most budują nad rzeką Revą!
-Tak, 2 tysiące kilometrów stąd.
-Dotrzemy na pewno!
-Chyba nie mamy innego wyboru...
Ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz