wtorek, 24 listopada 2015

Nowa historia (Piaski Pustyni)

Historia Laury trwa nadal. Zakończy się wkrótce, ale nie teraz.
I znów kolejny okropny dzień. Rano niemalże umieranie z głodu. Wody nie ma w tych przeklętych cuasach, najbiedniejszej dzielnicy Ardebranu. Chyba nikt tam nie miał swojego domu! W południe pusto jak na targach w tym miejscu, a wieczorem, gdy jest chłodniej, tłumy żebraków wypełniają ulice po brzegi. Nie ma tu miejsca dla kogoś takiego, jak ona. Ale nie ma ucieczki.
Ameile usiadła na łóżku. Właściwie był to ,dywanik" z brudnej, zniszczonej słomy. Zdobycie jej wiązało się ze skakaniem na przejeżdżające czasem obok wozy. Ale było ich coraz mniej. 
Przeczesała palcami długie ciemne włosy, a chmura pyłu wzbiła się w powietrze. Ojciec nadal spał. Ten to nigdy nie znajdzie pracy. Wstała i westchnęła. Odsunęła materiał oddzielający ich pokój od ulicy i westchnęła. Oczywiście tłumy. Na targu nic nie zostanie, ale skąd niby ma brać pieniądze? Niedziela - nigdzie nic nie zarobi, ani grosza. Nikt jej nie podaruje nic, w ten dzień ci, co mają środki do życia śpią smacznie w czystych łóżkach w chłodnych domach. A jak nic nie przyniesie, ojciec chyba ją zabije. On nie chce słuchać wytłumaczeń. Musi harować jak wół. Kto by pomyślał, że ta młoda osóbka ma szlacheckie pochodzenie. Widać to po delikatnych rysach i dużych oczach. Ale przejdźmy do rzeczy, jak nie ma pieniędzy, co robi osoba, która nie ma wyboru i musi je zdobyć? Ukraść. Ale ona nie była zdolna do takich rzeczy. Jedyne, co sama miała, to sztylet odziedziczony po matce. Zawsze pilnowała, aby go nie stracić.
Jedyną osobą, która mogła jej pomóc był Idris. Ten niski chłopiec, jej przyjaciel, zawsze mógł jej pożyczyć kilka monet. On akurat był mistrzem w sztuce złodziejskiej. Inaczej nie przeżyłby. Nie miał żadnej rodziny, poza siódemką rodzeństwa na innym kontynencie. Oni uciekli stąd. Ale ojciec zabronił im się spotykać. Jakby nie wiedział, że oboje są niewierzący.
Wyszła z ,,pokoju". Przeszła zaledwie kilka kroków, a nagle przed nią pojawił się wspomniany przed chwilą niski chłopiec o ciemnych włosach.
-Hej, Ami! Co u ciebie? Ojciec śpi? Potrzebujesz czegoś? Wiem, nic nie zarobisz. Dam ci wieczorem. Ale nie powinnaś się czegoś tu nauczyć? Ciągle chodzisz po ziemi. Widziałaś kiedykolwiek świat z wysoka? - jak zwykle nie dawał jej powiedzieć nic. Poprowadził przyjaciółkę do niskiego kamiennego murku - i tak wyższego, niż on sam.
-Dasz radę się tu wspiąć? Niemożliwe, żebyś tego nie umiała!
Spróbowała i prawie spadła. Jakoś jej się nie udało.
-Daj spokój! Emilka w wielowarstwowej sukience lepiej się wspinała! - Emilka była młodszą siostrą Idrisa.
-Ja nie dam rady! Pomóż mi!
-Jaka ty słaba... Złap się! - wspiął się błyskawicznie na murek i wyciągnął ku niej obie ręce. Złapała je i podciągnęła się. Usiadła na murku i spytała:
-Co dalej?
-Teraz na dach! Nie weszłaś sama na mur, a czy dasz radę wleźć na górę po parapecie?
-Nie ma mowy! Nie nadaję się do tego! Spadnę!
-Jak uwierzysz, uda ci się. Właź!
Ami po kilku próbach wdrapała się na górę, przywarła do dachu i tak leżała.
-Ejejej, dziewczyno, wstawaj! Patrz, jaki widok! 
Głowna ulica była wypełniona tłumem ludzi. Domy były poniszczone. Tu nic ciekawego. Ale dalej widać było bogatszą część miasta. Bielsze mury, mniej ludzi, fontanna na środku... Ami nie potrafiła oderwać od niej wzroku. Ale to było dla niej nieosiągalne.
-Ami! Miałaś uczyć się chodzić po dachu, nie podziwiać widoki!
Kazał jej chodzić po czubku stromego dachu. Za każdym razem, gdy prawie się przewracała, przytrzymywał ją i czuła, że bardzo go lubi, nie wiedziała, czemu. Potem siedzieli na krawędzi i rozmawiali. Nie wiedzieli, że ojciec Ami obserwował ich z ulicy.

Wracała do domu, gdy usłyszała rozmowę zza rogu, tam mieszkała. Zatrzymała się i ostrożnie wyjrzała zza ściany. 

Stało tam kilku strażników. Rozmawiali z jej ojcem. Zapamiętała tą rozmowę do końca życia.
-Taka niska, ma brązowe włosy i oczy, twarz taką chyba ładniejszą, niż inne. Pewnie pochodzi od tych głupich bogatych. Spotyka się z takim złodziejaszkiem. Jeszcze niższy, ma piegi, rozwiane ciemne włosy, ciągle biega. Oboje są niewiernymi. Trzeba coś z tym zrobić!
-Trzymał pan jedną z niewiernych w domu?! Dla takich kara śmierci! Ale i tą trzeba znaleźć! A ty idziesz z nami!
Ameile wciągnęła głośno powietrze ze zdumienia. To był błąd. Strażnik się odwrócił i ją zobaczył.
-Tam jest! Za nią!
Ami nie czekała. Popędziła ulicą, pchając się przez tłum bezdomnych. Wydostała się i pobiegła wąską uliczką. Świetnie! Ślepy zaułek! Ale niespodzianka... Zbliżali się... Zebrała resztki sił i wrzasnęła:
-Idris!
Żołnierz zachwiał się, a od jego hełmu odbił celnie wymierzony kamień. Usłyszała z góry głos:
-Ami! Ami! Daj rękę!
Był tam oczywiście Idris siedzący na oknie. Spojrzała jeszcze na leżącego gwardzistę. Wyrwała mu z rąk drewnianą maczetę i wspięła się po ścianie.
Dalszy ciąg wydarzeń potoczył się bardzo szybko. Pędzili ulicą. Dotarli do bramy. Znów strażnicy. Ale przed nimi był wóz. Szara papuga przysiadła na ramieniu Ameile. Skoczyli z wozu w górę. Brama nie była wysoka. Dosięgli dłońmi jej górnego końca. Wspięli się. Zeskoczyli na gładki piasek pustyni i popędzili w jej nieskończoną głębię.

ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz