Obudziła się. Była noc. Przez okno wpadały kryształowe promienie księżyca i oświetlały twarze śpiących osób w pomieszczeniu. Jasny zegar wskazywał godzinę 2.00. Przypomniało jej się, że o tej godzinie Misa Luhao z Ayesian medytowała - u niej był ranek. Włączyła korapon i na ChatIn wyszukała imię Misa. Znów wyświetlił się profil. Misa akurat była na ChatIn. Laura wysłała do niej wiadomość.
~Hej, jesteś?
Usłyszała cichutki dźwięk i dostała wiadomość.
~Tak, porozmawiamy przez Video Chatt Emel?
~Ok, czekaj chwilę.
Laura wstała i przeniosła korapon do ogrodu. Tam było bardzo cicho. Wysłała do Misy sygnał. Po chwili pojawił się obraz pokoju. Ściany były kremowe. Tuż przed ekranem siedziała hamaryta w wieku Laury. W tle siedziała inna, z krótszymi włosami i pisała coś.
-Witaj, Lauro. Au kamaden.- było to typowe powitanie hamaryt z Ayesian.- Moja starsza siostra Chao pisze książkę o kulturze japońskiej. Nasz przodek był w świecie ludzi w Japoni, a Chao jest Japonią zainteresowana. Ah, mamy w rodzinie kilkoro Japończyków. Co u ciebie, Lauro?
-Dobrze. Podróżuję w poszukiwaniu rodziny mojej przyjaciółki. Nie bardzo mamy gdzie się podziać. Teraz jesteśmy w Temerze nad Rinevanem.
Chao, dobra z geografii, podniosła głowę.
-Macie szczęście! Zawsze chciałam tam pojechać! Złożę się z przyjaciółkami i wyślę wam trochę pieniędzy. To wam powinno pomóc.-Po chwili znów pisała.
Misa i Chao
Laura ziewnęła.
-Zaraz zasnę... Idę, pa! Do zobaczenia, Misa.
Wyłączyła korapon, włożyła go do plecaka i zasnęła.
Rano obudziło ją słońce. W pokoju czuć było zapach jedzenia, między innymi świeżego chleba i zupy warzywnej. Wstała i poszła do ,,łazienki".
Było to pomieszczenie z dużą miską na podłodze, wanną i małymi miskami na jasnym stole. Wisiały tam też ręczniki.
Umyła twarz i zamoczyła głowę w misce. Potem wytarła się ręcznikiem, ubrała i poszła do jadalni.
Na stole zobaczyła 6 misek rosołu, 6 talerzy gotowanych warzyw, 6 kubków herbaty i wielką miskę kaszy. Usiadła i zaczekała na innych.
Po chwili przyszły Bianca, Firraes i Shannel z Maurin i Amirką, która ociekała wodą. Wszyscy zasiedli do śniadania.
Po śniadaniu wszyscy wyszli na zewnątrz. Obok drewnianego pomostu na jeziorze kołysał się mały statek. Miał jasne żagle, a wokół niego pływały ogromne ryby, gotowe w każdej chwili popchnąć statek dalej. Do Laury podeszła młoda wesoła elfka.
-Cześć! Jestem Morvia, kapitan statku! Przewiozę was na drugi brzeg, daleko na wschód. Statkiem wygodniej podróżować, niż pieszo. Wyruszamy za dwie godziny! Bollicia, pomóż im załadować wszystko na statek!
Podbiegła do nich mała dziewczynka, identyczna jak Morvia. Pewnie jej siostra. Od razu mama Amirki podała 4 plecaki pełne prowiantu i przydatnych rzeczy. Laura swój plecak wzięła sama.
Po dwóch godzinach przygotowań weszły na statek, a za nimi Amirka.
Bollicia i Morvia
Statek wyruszył. Z brzegu machała mama Amirki i Saravan z Vionellą siedzącą na wózku. Wśród żegnających nie było tylko Arevina. Laurę to zasmuciło. Po jakimś czasie wioska znikła jej z oczu.
ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz