-Ami, skąd weźmiemy wodę? Trzeba było pomyśleć...
-Ja wiem. Umiem czytać, zapomniałeś?
-Oj. Dawaj, co robimy?
-Widzisz te piaskowe górki, co są wokoło?
-Te malutkie? Haha, woda pod nimi! Na pewno!
-Nie pod nimi. Patrz!
Rzuciła kupką piasku w górkę. Ta rozsypała się. Pod nią był kaktus bardzo gęsto otoczony długimi i cienkimi kolcami.
-Napijmy się! Z kaktusa w kolcach! Każdy kolec ma kolce. Co teraz zrobisz, Mądralo?
-Patrz na ten kwiatek. - dotknęła lekko ogromnego czerwonego kwiatu na czubku. Kolce się schowały.
-Cooooo?! Jak ty to robisz?!
-Taka roślina. Szybko, odetnij kawałek, bo znowu kolce wylezą!
Po napiciu się z dziwnego kaktusa ruszyli dalej.
-Zmęczona jestem! Trzeba odpocząć!
-Nie... Poradzimy sobie... - odpowiedział Idris. Pot spływał po nim strumieniami, ledwo szedł.
-Widzę, że zaraz upadniesz. Zatrzymujemy się. Skąd masz ten namiot?
-Zabrałem ze sobą.
Rozłożył namiot. Ameile weszła do środka i siedziała, rozmyślając nad czymś.
-O czym to panienka myśli?
Ami podskoczyła.
-Nic takiego! Znaczy, ja... Spać mi się chce. Dobranoc.
Rano złożyli namiot i wyruszyli dalej.
-Ami, w którą stronę idziemy?
-Czekaj. Jest ranek, a słońce za nami. Na zachód, w stronę morza. A co?
-Długo będziemy wędrować.
-Wkrótce dotrzemy do jednego z rozgałęzień Lithaji. Po nim krótka wędrówka i wioska Eifeia. Pasuje?
-To daleko.
-Ale dotrzemy tam. Razem.
Idris spojrzał ze zdumieniem, a Ameile udawała, że nic nie mówiła.
-A jak nas przyjmą w Eifei? Wiesz, że będą nas szukać.
-Eifeia to stolica rodu Eheianów. Pochodzę od nich. Matka moja, Froilain, była jedną z nich.
-Ooo, szlachcianka!
-Nie. Daj mi spokój.
Po kilku godzinach wędrówki Ami coś zaniepokoiło. Stanęła w miejscu i niespokojnie się rozglądała.
-Co ci?
-Czuję niebezpieczeństwo. Zaraz coś się stanie.
-Jak niby to czujesz?
-Wiatr przestał wiać. Piasek zapada się. Czy to to, o czym myślę? Oby nie...
-Ale co? Ami, co się dzieje?!
Nie odpowiedziała. Stała w miejscu i z przerażeniem wpatrywała się w horyzont. Unosiła się nad nim ogromna czerwona chmura. Ameile tylko wyszeptała:
-Niech bogowie mają nas w swojej opiece... Burza piaskowa...
-Co zrobimy, Panno Mądralo? Jaki masz pomysł? - powiedział do przyjaciółki, od której jednak nie można było spodziewać się odpowiedzi.
-My zginiemy... Zginiemy... Idris, ja nie chcę umierać! Ratuj mnie! Ja chcę żyć!
-Damy sobie radę!
-Nie... Chcę ci coś powiedzieć...
-Tak?
-Idris, ja... Ja... - Nie dokończyła, bo ściana wirującego piasku uderzyła w nich z całej siły.
Potem pamiętała tylko niektóre zdarzenia. Jak przyjaciel chwycił ją i pobiegł naprzód. Jak kazał nie otwierać oczu. Jak biegli bardzo długo. Jak ten krzyknął: ,,Rzeka! Rzeka! Widzę Eifeię na drugim brzegu!". I ten ból, gdy coraz więcej piasku i kamieni szarpało jej skórę. A potem chciała spojrzeć na rzekę. Znów ból, jeszcze gorszy, przerażające pieczenie w prawym oku. Dalej jak przez mgłę pamiętała, że dobiegli, przeszli przez most. Jakaś kobieta wpuściła ich do domu. A potem koniec cierpienia.
Nie czuła piasku i panowała wokół cisza. ,,A więc tak wygląda życie po śmierci?" - myślała. Postanowiła otworzyć oczy. Prawego nie mogła. Lewym ujrzała spory pokój.
Leżała w łóżku w dużym pomieszczeniu. Podłoga i ściany były drewniane. Pod przeciwległą ścianą stało takie samo łóżko. Ktoś w nim spał, być może Idris. W połowie pokoju rozwieszono zasłonę, którą można było zaciągnąć. Obie połowy wyposażono w stolik, półkę z książkami, wanny umieszczone w podłodze, kanapę i kilka innych mebli.
Po chwili weszła do środka młoda Murzynka ubrana w białą sukienkę. Obok wanien ułożyła równiutko ułożone ubrania, wlała do tych wanienek parującą wodę, zaciągnęła zasłonę i wyszła.
Ameile wstała, a mnóstwo piasku posypało się z jej włosów, więc postanowiła się umyć. Podeszła do wanny i zdziwiła się bardzo. Jak można marnować wodę, której w mieście było tak mało?! Ale trudno, nie ma nic innego do wyboru. Zrzuciła swoje zakurzone ubrania i powoli weszła do wanny.
Woda była ciepła i krystalicznie czysta. Ami znalazła na brzegu wanny dwa białe ręczniki i kostkę mydła. Dokładnie się umyła i zamierzała przysnąć w przyjemnej wodzie, ale usłyszała zza zasłony głos Idrisa. W pierwszej chwili chciała krzyczeć ze szczęścia, ale opanowała się.
-Co się stało?! Umarłem?! Gdzie jest Ameile?!
Ona zaś wyszła z wody, owinęła się ręcznikiem i wyjrzała zza zasłony.
-Tutaj, kozia głowo. Żyjemy. Dzięki tobie.
-Czekam na wyjaśnienia!
-Otóż zapewne dotarłeś do wioski. To pewnie jest pokój gościnny. Może rozpoznali, że mają do czynienia z jedną z nich. Tam jest twoja wanna, wykąp się.
-Dlatego masz na sobie tą szmatkę! A bandaż na prawym oku z jakiego powodu?
-Jaki ban... - zauważyła lustro nad wanną. Podeszła i powoli odwinęła biały materiał. Zawinęła go wokół głowy z powrotem i popłakała się.
-Co jest?
-Idris! Ja nie mam oka!Co teraz zrobię?! Czy jestem brzydka?
-Jak płaczesz, tak. Ogólnie to wcale.
Wytarła twarz, uspokoiła się i powiedziała:
-Wykąp się wreszcie. Piasek się z ciebie sypie.
Po tych słowach wróciła do swojej części pokoju.
ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz