Firraes obudziła się w białym pomieszczeniu. Po chwili zorientowała się, że to szpital. W sali nie było nikogo poza nią. Spojrzała na swoje zabandażowane dłonie, którymi nie mogła poruszyć, a potem w stojące a stoliku małe lusterko. Miała szwy na czole i kilka siniaków. Postanowiła zasnąć, ale w tym momencie weszła pielęgniarka z jedzeniem. Postawiła jej na łóżku tacę, zmierzyła temperaturę, sprawdziła parametry życiowe i wyszła.
Spojrzała na tacę. Zupa warzywna, ryż, kurczak i chleb z masłem orzechowym. Całkiem nieźle. Ale nie mogła jeść i zauważyła, że cała się trzęsie i jej zimno. Zobaczyła też, że na tacy jest kubek herbaty i torebeczka proszku na gorączkę. ,,O, zachorowałam?". Wypiła herbatę, ale nie poczuła się lepiej. Zauważyła, że skórę ma bladą. Zły znak. Ale tu jest bezpieczna i się nią zajmą. Znów zasnęła.
Obudziła ją rozmowa za drzwiami. Usiadła i do sali weszła Laura. Usiadła obok i zaczęła rozmowę.
-Jak się czujesz?
-Dobrze... Dość dobrze... Co się stało?
-Jeszcze nie jestem pewna, ale pielęgniarka dała kartkę na której jest napisane, co ci. Hm, miałaś zawał?! Do tego twój stan przypomina sybrię. ,,Ta choroba jest śmiertelna bez właściwej ochrony lekarzy. Jej objawy to wysoka gorączka, bladość, drżenie. Potem pojawia się drętwienie kończyn i bóle głowy. Jeśli wcześnie nie dokona się leczenia, dochodzi do paraliżu i w końcu śmierci spowodowanej zamarznięciem. Występuje także wiele innych objawów.". Firraes, jesteś poważnie chora. O, przemęczenie i zapalenie płuc. Co ty robiłaś?! - powiedziała do elfki, ale ta jej nie słuchała, bo skuliła się i płakała. Laura objęła ją ramieniem. Gdy ta się uspokoiła, pożegnała się i wyszła, ale zawołała ją Firraes znowu.
-Czekaj! Co się stało z Evannel? Nie chciałam jej nic zrobić! Przeżyła?!
-Nie wiem, właśnie chciałam ją odwiedzić. Nikt nic nie mówił, Nethelan uciekał i złamał nogę.
-Idę z tobą! Muszę ją przeprosić!
-Hej, nie możesz...
-Jestem w stanie iść! Chodźmy!
Poszła z trudem, ale udało jej się. Jednak nie mogła pożegnać się z Evannel. Nie zostały wpuszczone do sali. Udało im się tylko przez uchylone drzwi zobaczyć, że różana elfka leży bardzo blada, podpięta do jakiejś aparatury i nieprzytomna. Obie ręce w gipsie zawieszone na szynach.
Firraes wróciła do sali i cichym głosem powiedziała:
-Laura, ja ją chyba zabiłam...
-Wcale nie. Ma szanse na przeżycie. Na pewno jest z nią dobre...
Laura posmutniała przy tych słowach. Potem wyszła.
Wizyta u Nethelana była trochę inna. Też leżał, nie wstawał, ale nie był w ciężkim stanie. Właściwie udawał, że umiera, ale było to tak żałosne, że nic nie pomagało. Nie chciał nic powiedzieć, a na pytanie, co się stało odrzekł:
-Omawiałem coś z zespołem, a Firraes nas podpaliła! To uciekałem, coś ją chyba opętało!
Po jakimś czasie Laura wyszła rozbawiona niską inteligencją.
W domu włączyła korapon. Gdy Arevin szykował obiad, ona napisała do Loreave, która zajmowała się Rose i Maurin na drugim końcu wyspy. Z dziećmi wszystko dobrze, miała Rose przywieźć za chwilę. Tak się stało, malutka czerwonowłosa dziewczynka uśmiechnęła się na widok mamy i szeroko otworzyła wielkie niebieskie oczy.
-Mama! Mama? Boooo! Aci-aci! Mama! - mówiła swoim słodkim głosikiem.
-Oho, już prawie mówi. Elfiątka rosną za szybko! Zapewne za miesiąc zacznie chodzić i mówić pełnymi zdaniami.
-Hahaha, tak, to bardzo możliwe. Maurin mówi dobrze. Bianca chodziła i mówiła mając rok, ale dzieci bardzo mieszane, na przykład tak jak u ciebie, mają szybszy rozwój: ty jesteś połączeniem elfa zwykłego i hamaryty, a on elfem żywiołów, Rose będzie bardzo szybko rosnąć. Poza tym czy nie dotknęłaś Drzewa Życia? To jeszcze bardziej przyśpiesza. No, muszę iść do Maurin! Lecę, miłego dnia!
Po chwili Laura lekko się skrzywiła i zapytała:
-Co tu tak śmierdzi?
Rose zaśmiała się, podpełzła do Laury, która zatkała nos i prawie krzyknęła:
-Dzieciaku! Mam nadzieję, że z nocnika korzystać szybko się nauczysz!
Gdy skończyła przewijać dzieciaka, poszła wyrzucić brudną pieluchę. Kiedy wracała, nadbiegła pielęgniarka pilnująca Evannel.
-Proszę pani! Proszę pani! Z pacjentką jest źle! Potrzebna nam pomoc! Szybko!
Laura wbiegła do domu, wyjaśniła sytuację Arevinowi, wybiegła i popędziła w stronę szpitala.
Z Evannel nie było wcale lepiej. Lekko rzucała się we śnie, co nie było dobre dla jej strzaskanych kości, nie tylko rąk i nóg. Była jeszcze bledsza, niż wcześniej.
-Mój boże! Ona nie oddycha! Rozpoczynamy reanimację! Proszę wyjść!
Laura szybko wyszła z sali i usiadła na kamiennej ławie. Zaczęła modlić się o uzdrowienie dla dziewczyny, ale nie zawsze się to sprawdza. Jednak każdy miał taką nadzieję.
Kiedy czekała, rozpadało się. Krople wielkie jak pięści stukały o szybę, a podwórko zamieniło się w wielką kałuże. Jednak wyspa była magicznie chroniona i ulewa nie groziła zatopieniem jej.
Po kilku godzinach oczekiwania z sali wyszła pielęgniarka. Jej twarz była zachmurzona jak niebo tego dnia.
-Przykro mi. Evannel nie żyje.
Pierwsza reakcja - szok. Następna - niedowierzanie. Potem Laura ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się.
Gdy pożegnała się z elfką, poszła przekazać smutną wiadomość Firraes i Nethelanowi. Neth udawał, że nie jest przerażony, ale jak wychodziła, prawie się popłakał. Jednak miała spore wątpliwości co do tego, czy Firraes nie spróbuje się zabić.
-Firraes, mam złą wiadomość.
-Czy... To to, o czym my-myślę?
-Zabiłaś ją.
Firraes skuliła się i głos jej płaczu rozległ się w całym szpitalu. Po kilkunastu minutach zasnęła. Jej kołdra była przemoknięta. Laura zawołała pielęgniarkę, która miała jej pilnować, aby nic sobie nie zrobiła.
ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz