czwartek, 5 listopada 2015

Lodowe lochy

Laura obudziła się. Tak jej się przynajmniej wydawało, bo nadal nic nie widziała. Miała zasłonięte oczy, a na rękach czuła coś szorstkiego. Jej twarz leżąca na chłodnej podłodze (?) była obolała. Było jej zimno. Nie słyszała nikogo innego. Chciała zawołać kogoś z przyjaciół, gdy usłyszała odległy płacz Maurin. Zamarła.
Spróbowała wstać i przekonała się, że ma związane ręce i nogi. Zorientowała się też, że chyba skaleczyła się w dłoń. 
Po jakimś czasie dotarło do niej, że jest w beznadziejnej sytuacji. Negatywne myśli szybko napływały do jej głowy. Po chwili była już przestraszona. Usłyszała na korytarzu kroki. Próbowała się uwolnić, ale nie mogła. W końcu popłakała się. Chciała już się zabić, ale przypomniała sobie, płacząc, że ma dla kogo żyć. Dla Biancy. Dla Maurin. Dla Arevina.
Zaczęła się modlić. Nigdy wcześniej tego nie robiła, ale teraz spróbowała nawet tego. Udało się.
,,Namello-Ramillo, bogini sprawiedliwości i Misallo, bogini wojny, zemsty i wolności, błagam, uratujcie mnie i przyjaciół w tej sytuacji. Przysięgam, że spłacę dług. Błagam was, Wszechmogące, w tej jedynej sytuacji uratujcie nas. Proszę...".
W tej chwili Laura poczuła w sobie ognistą siłę. Lina, którą miała związane ręce i nogi, spaliła się. Podniosła obolałe krwawiące ręce i zdjęła opaskę. Nie powinna była tego robić.
Znajdowała się w jasnym lochu. Podłoga była pokryta starą krwią. W kącie leżało wychudzone ciało elfki, w drugim kącie szkielet małego ludzkiego dziecka. Obok Laury związani Shannel, Bianca i Arevin. Szybko ich rozwiązała. Po chwili usłyszała ciche kroki. Przy celi pojawiła się córka Isilli z kluczem w malutkiej delikatnej dłoni.
-Ja... Chciałam wam pomóc... Mogę?
-Biedna dziewczynka! Co się stało?
-Mama zwabia elfy do domu, potem daje im taką herbatkę i od niej śpią. Jak zasną, zaciąga ich tutaj i zamyka i zostawia. Mi mama nie pozwala tu przychodzić, ale nie chcę, żebyście nie wyszli. Chcę pójść z wami! Mama mnie bardzo bije jak idę spać, zobaczcie! - podniosła bluzkę i Laura zobaczyłą ogromnego siniaka wystającego zza bandaży. - Mama bije mnie, ale nie bije Chimalka. On jest moim bratem i wygląda jak mama. A mama mówi, że wyglądam jak mój ojciec i jestem głupia i niemiła. A ja tak się staram! - i popłakała się.
-Biedactwo z ciebie! Otwórz, pomożemy ci. Twoja mama jest zła.
-A Chimalek to na mnie skarży i mi psuje i mnie bije i jest niedobry jak mama! A tata taki biedny! Mama mu rozkazuje i go bije. I on też ma siniaki! - włożyła klucz w drzwi i przekręciła. Drzwi otworzyły się z brzękiem. Laura i inni wstali. Wyszli na korytarz. Więzienie było zrobione z lodu. Minęła boczny korytarz, gdy rozległ się płacz Maurin. Laura weszła do środka i prawie zemdlała.
Maurin była w połowie zanurzona w lodowatej wodzie. Była blada i trzęsła się. Miała do połowy wyskubane pióra ze skrzydeł. Nad nią stała Isilla i uśmiechała się. Firraes wyrzuciła kulę ognia naprzód, prosto w twarz Isilli, która zatoczyła się i upadła z krzykiem. Spomiędzy jej palców unosił się dym. Shannel zabrała Maurin i wybiegła z więzienia.
Pobiegli na rynek. Było dużo elfów, bo to rynek. Kupowali gorącą czekoladę. Laura zaczęła krzyczeć, że chcą zabić siostrę jej przyjaciółki i ją. Elfy oburzyły się i zaczęły zadawać pytania. Laura wskazała uciekającą w pola Isillę. Wszyscy pobiegli za nią.
Po chwili na rynku leżała na plecach unieruchomiona Isilla ze spaloną twarzą. Elfy ciskały w nią bryłkami lodu. Kilka starych elfek dało herbaty ,,drużynie" Laury. Pojawił się ojciec Linimy. Przytulił dziecko, odwrócił się i odszedł od żony. Wrócił z papierami rozwodowymi. Potem przeprosił Laurę i resztę. Pozwolił im spać u niego w domu, Isilla trafiła do więzienia. Okazało się, że dom ma więcej pokoi. Oczywiście za mało, więc znowu Laura dostała pokój z Arevinem. Wieczorem siedzieli przy oknie, przytuleni i patrzyli na księżyc.
-Lauro, tak cię kocham...

ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz