Laura poczuła na twarzy chłodny powiew wiatru. Był wczesny ranek. Trawa bagienna lekko przymarzła. W miarę wędrówki na północ robiło się zimniej. Nie był to jedyny kłopot. Maurin uczyła się latać. Cały czas wyrywała się i próbowała machać skrzydłami. Tutaj pomogła Bianca, pomagała małej latać. Ale trudno było stale pilnować małego dziecka. W dodatku był problem z ubieraniem jej. Gdy według obliczeń Shannel przeszli 3/4 rozlewisk, ziemia w oddali była biała. Jedynymi zwierzętami były białe renifery z białymi rogami i kózki wodne. Gdzieniegdzie rosły lilie śnieżne, rano lodowate i pokryte szronem. Czasem pojawiały się małe świerki i kolczaste pachnące krzaki. Każdego dnia coraz bardziej oczekiwali ogniska, bo zimno było nawet w południe.
Pewnego dnia pod stopami Laury zaskrzypiał biały śnieg. Rozejrzała się. Poza ponurą Firraes, spokojną Shannel i Biancą trzymającą wyrywającą się Maurin oraz zmęczonego Arevina dostrzegła, że cała równina jest równie biała i zimna. Na horyzoncie widziała ciemniejszą przestrzeń - Rozlewiska i Bagna. Spodziewała się pięknej równiny pokrytej iskrzącym śniegiem. Tymczasem okazała się ona pustkowiem, które wcale nie było przyjazne. Drzew prawie nie było. Zwierząt także. W oddali majaczyły ciemne kształty, które podczas wędrówki okazywały się drzewami. Zimno sprzykrzyło się nawet Maurin, która tuliła się do Biancy i była bardzo cicha.
Którejś nocy było tak zimno, że nie można było rozpalić ogniska, więc po rozbiciu ogromnego namiotu w środku usiadła Firraes, obłożono ją kamieniami i tak się ogrzewano. Kolacja nie była zachęcająca. Zimny chleb, zimny ser i zimne mleko. Nawet nie było herbaty.
Wieczorem następnego dnia Bianca zobaczyła w oddali zarys kilku domów. Wszyscy pobiegli pędem, co było trudne przy zmarzniętych nogach. Laura machnęła skrzydłami, wzbiła się w powietrze i poleciała przodem.
Gdy się ściemniło, w wiosce zapaliły się światła, ale nadal była daleko.
Nagle śnieg się poruszył. Zaczął się podnosić i uformował się w dziwne śniegowe stwory. Rozległ się ryk i kawałek śniegu trafił w twarz Laurę.
Gdy się podniosła, zobaczyła przyjaciół walczących z podobnymi stworami. Firraes, miotająca kule ognia, ledwo sobie radziła, bo woda z topiących się potworów kapała na nią. Shannel lała wodę, robiąc ,,ślizgawkę". Łatwo było jej po niej chodzić, ale potwory miały problem. Mogła przed nimi uciekać z Maurin.
Nagle jeden z nich podciął nogi Laury, która znowu upadła na ziemię. Podniósł ogromną kulę ze śniegu i zaczął opuszczać ją na Laurę. Kula spadała, gdy nagle przerażona Laura zobaczyła jasny kształt, który wpadł prosto w kulę, która roztopiła się. Po chwili sam potwór się rozpuścił. Oczywiście Firraes pomogła.
Po jakimś czasie pokonano wszystkie potwory. Ruszyli do miasteczka. Shannel znowu niosła nieprzytomną Firraes (tym razem zemdlała ze strachu). Arevin musiał nieść Laurę, która była zmęczona i przestraszona. Bianca wzięła Maurin.
Gdy dotarli, zatrzymali się na małym placyku, a Shannel, która była najmniej zmęczona, poszła szukać miejsca na nocleg. Jednak wszyscy zamykali jej drzwi przed nosem lub z wściekłymi minami odganiali ją od domów. Nikogo nie było na zewnątrz. Wróciła na placyk.
Po chwili pojawiła się elfka. Z tego co widziała Shannel lodowa. Postanowiła ją zapytać.
Ta o dziwo przyjęła ich z otwartymi ramionami. Powiedziała, że ma na imię Isilla, że mogą u niej się zatrzymać, ale będą spać w igloo. Od razu wszyscy poszli za nią.
Gdy otworzyła drzwi (w Aenelii igloo może mieć drzwi), zza domu wybiegła dwójka dzieci. Isilla powiedziała, że to Linima i Chimallo. Podobno ma też męża Iserdara, ale jest w pracy.
Nagle jeden z nich podciął nogi Laury, która znowu upadła na ziemię. Podniósł ogromną kulę ze śniegu i zaczął opuszczać ją na Laurę. Kula spadała, gdy nagle przerażona Laura zobaczyła jasny kształt, który wpadł prosto w kulę, która roztopiła się. Po chwili sam potwór się rozpuścił. Oczywiście Firraes pomogła.
Po jakimś czasie pokonano wszystkie potwory. Ruszyli do miasteczka. Shannel znowu niosła nieprzytomną Firraes (tym razem zemdlała ze strachu). Arevin musiał nieść Laurę, która była zmęczona i przestraszona. Bianca wzięła Maurin.
Gdy dotarli, zatrzymali się na małym placyku, a Shannel, która była najmniej zmęczona, poszła szukać miejsca na nocleg. Jednak wszyscy zamykali jej drzwi przed nosem lub z wściekłymi minami odganiali ją od domów. Nikogo nie było na zewnątrz. Wróciła na placyk.
Po chwili pojawiła się elfka. Z tego co widziała Shannel lodowa. Postanowiła ją zapytać.
Ta o dziwo przyjęła ich z otwartymi ramionami. Powiedziała, że ma na imię Isilla, że mogą u niej się zatrzymać, ale będą spać w igloo. Od razu wszyscy poszli za nią.
Gdy otworzyła drzwi (w Aenelii igloo może mieć drzwi), zza domu wybiegła dwójka dzieci. Isilla powiedziała, że to Linima i Chimallo. Podobno ma też męża Iserdara, ale jest w pracy.
Isilla i Iserdar
Linima i Chimallo
Mogli spać w głównym pokoju. Stały tam 2 łóżka dla gości, stół i kilka innych mebli. Mrok rozświetlały kryształowe latarnie liliowym światłem. Latarnie te zostały wynalezione w Ayesian. Ciekawe, czy Misa takich używa.
-Proszę pani, a gdzie my jesteśmy?
-Drogie dziecko, w Bjoreffe. Nie jesteście stąd?
-Nie. Ja pochodzę z wioski Ferienmorse nad Zatoką Syren. Podróżujemy nad Revę, szukamy rodziców Biancy - tej z kręconymi włosami.
-Ah, chcecie coś zjeść? Mogę rozpalić ognisko. Nie przeszkadza nam zimno, ale lubimy, jak jest ciepło. Może herbata i gorąca zupa?
Od razu rozpaliła ognisko. Wsypała do kubka liście herbaty i pokroiła warzywa na zupę. Po chwili była gotowa. Laura zasiadła do stołu i zaczęła jeść. Nie zauważyła, że zupa ma dziwny smak, a herbata lekko się świeci. Nagle jej oczy zaczęły się kleić i poczuła ogromne zmęczenie. Przed odpłynięciem w ciemność zobaczyła leżących przyjaciół i sznur w ręce Isilli.
ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz