-No, będziesz miała dziecko. A co?-Bianca była dość zdziwiona pytaniem.
-Nie to! Co z Saravanem i Vionellą?! Nie powinnam była o nich mówić!
-Spokojnie, nie denerwuj się. Wysłałam posłańca do królowej. Dziś wieczorem powie, co zamierza. Uratujemy ich.-Do dyskusji dołączyła Biancy mama.
Siedząca obok Gabi powiedziała coś po norwesku do Fridy. Ta odpowiedziała również po norwesku. Gabi przetłumaczyła.
-Frida mówi, że jeśli trzeba będzie walczyć, to ona jest gotowa. O ile dostanie topór i hełm z rogami!-Po tych słowach Gabi zaśmiała się. Laura spojrzała na nią.
-Zapewne będziemy. Ciekawe, jak dotrzemy do Temeru! Do tego przed królową!
-Jeśli będzie trzeba, znajdę środek transportu. - Powiedziała Loreave. - Idę robić obiad.
-Co będzie do jedzenia? - Jednocześnie spytały Gabi i Laura. Laura ostatnio miała spory apetyt, Gabi zawsze miała OGROMNY apetyt.
-Dużo! Zarobiliśmy na tym moście, będzie uczta! Kto co chce?
Każdy próbował przekrzyczeć innych i powiedzieć, co chce zjeść. Nagle otworzyły się drzwi. Do środka wpadł młody elf wulkaniczny. Był cały zlany potem i widać było, że długo biegł. Na jego widok Firraes zaświeciły się oczy. Podbiegł do Loreave i dał jej kopertę. Po chwili próbował wyjść. Zatrzymała go Firraes.
-Nie idź jeszcze! Dopiero przyszedłeś! Zjedz z nami obiad!
Ten odwrócił się i próbował coś jej tłumaczyć, ale Loreave go uciszyła.
-Co chcesz do jedzenia? Przecież wiem, że chcesz wyglądać na zapracowanego posłańca. Ale daj spokój! Możesz się przydać! Po to wzięłam cię na służącego!
Elf odwrócił się i usiadł przy stole. Z każdym się przywitał. Firraes cały czas go obserwowała. Pewnie gdyby nie była strachliwa i nieśmiała, zasypałaby go pytaniami. Ale ten nie zwracał na nią uwagi. Czasem ukradkiem patrzył na Laurę. Podobnie jak Mescian, który wraz z Samarą dopiero się pokazał. Wcześniej oglądali most i szukali domu Loreave.
Loreave po podaniu obiadu usiadła i otworzyła kopertę. W środku kartka. Wiadomość o poczynaniach królowej. Przeczytała ją.
-Królowa naradza się z Venerą. Prawie się kłócą. Venerę przez chwilę otacza czarny dym. Słychać krzyki umarłych. Irengati pada na kolana i zgadza się z Venerą. Wyciąga na stół mapę. Omawia taktykę. Rozkazuje wysłać jutro rano wojska na Temer. Idzie wybrać zbroję do walki.
Laura krzyknęła i popłakała się. Podniosła dumnie głowę i powiedziała przez łzy:
-Będziemy walczyć...
Arevin zaskoczony spojrzał na nią.
-Ty nie. Jesteś w ciąży. Nie ma mowy.
-A niech cię! Będę! Nie będziesz mi rozkazywać!
-Ja się o ciebie martwię! A jak coś ci się stanie?!
-To się nie odstanie! Królowa Enemera będąc w ciąży i ze złamaną nogą powstrzymała oblężenie zamku i zabiła smoka! Mi się też uda!
-Histeryczko jedna! Nawet mi tu nie próbuj!
-Zamknij się! Będę walczyć i koniec!
Arevin obrażony nie odezwał się.
Gabi zaśmiała się.
-Jak dzieci! Jak dzieci, normalnie! Ale tak serio to gratuluję odwagi! Ale jak tam dotrzemy?
-Ja wiem, jak - powiedziała Loreave cichym głosem. Szepnęła coś do ściany. Otworzyło się tajemne przejście.
-Wchodzicie, czy nie? Za mną!
W korytarzu panował półmrok. W ścianie zatknięte były świecące kryształy. Samara oglądała je z zachwytem.
Po chwili tunel rozjaśnił się. W ogromnej sali wykutej w kamieniu spała ogromna złota smoczyca. Jej łuski lekko połyskiwały na błękitno. Loreave powiedziała do niej ,,Loner Sannei", a błękitny połysk znikł. Smoczyca otworzyła jedno oko wielkości kozy i dokładnie zmierzyła wzrokiem przybyszów. Po chwili znikła w złotym obłoku. Na jej miejscu pojawiła się młoda dziewczyna ze skrzydłami. Wyglądała jak hamaryta ze smoczymi skrzydłami, ale miała uszy nimfy. Ubrana była w świetnej roboty zbroję.
Okazało się, że za nią leżał jeszcze biały orzeł. Trochę mniejszy od smoczycy. Loreave powtórzyła ,,magiczną formułkę" i orzeł popatrzył na nią. Znikł w białej chmurze i podszedł do nich na oko 16-letni chłopak. Oczywiście ze skrzydłami. Smoczyca odezwała się najczystszym głosem, najbardziej dźwięcznym, jaki Laura kiedykolwiek słyszała.
-Witajcie. Widzę, że budzi nas Loreave, Przewodniczka po czasie. Jakaż to wojna nas wzywa? Jak wielkie to zło, aby nas wołać?
-Samersillo, królowo czasu, imię twe święte. Potrzebujemy, byś wsparła nas w ciężkiej sytuacji. Irengati i zło odwieczne ruszają na Temer nad jeziorem Rinevan. Tam jest Vionella.
Simmershall i Samersilla
-A więc chcecie pomocy w walce i transportu na pole bitwy. Zgadzam się. Tym razem będzie walczył i mój syn, Simmershall, Biały Orzeł. A i wam trzeba zbroi i broni. Gotowa ona od wielu lat. Specjalnie dla was. Chodźcie.
Poszli za nią. W ścianie otworzyły się drzwi. Za nimi komnata. W niej przeróżne zbroje i bronie. Do wyboru, kto co chciał.
Po kilku godzinach każdy miał swój sprzęt wybrany. Wyglądali razem jak wielcy bohaterowie. Frida lekko zawiedziona, bo nie było hełmu z rogami, ale był topór. Każdy miał świetną zbroję i najlepszą broń. Na każdej wyryte jakieś runy. Firraes przeczytała swoją - Finar (w starożytnym elfickim oznaczała ogień), a jej miecz zapłonął. Każdy też spróbował. Okazało się, że każda broń ma ukrytą właściwość. Shannel i Arevin dostali moce wody, która sączyła się z mieczy i oplatała wrogów. Bianca miała młot ,,dmuchający" we wrogów. Gabi miecz płonął i strzelał kulami ognia. Topór Fridy zamrażał. Tylko miecz Laury nic nie robił. Jednak był dość lekki, bardzo ostry, idealnie wyważony. A zbroja chyba niezniszczalna! Też lekka, bardzo ozdobna i wygodna. Czarno-karmazynowa. Nawet na skrzydła ochrona.
-Kiedy lecimy?
-Dziś wieczorem. Dolecimy nocą. Ktoś nam pomoże.
Po chwili wszyscy wyszli z domu i z wioski. Potem w góry. Tam zaczekali.
Wieczorem Samersilla zmieniła się w smoczycę. Skoczyła w górę i poleciała w stronę trzech jasnych tarcz na niebie. Błękitna, turkusowa i srebrna. Trzy Księżyce.
Samersilla zataczała na niebie kręgi, zionąc błękitno - srebrnym ogniem. W końcu utworzył połyskującą runę Sillarnashi - Księżyc. Sfrunęła na szczyt góry, stała się ,,człowiekiem" i zaśpiewała. Była to najpiękniejsza pieśń świata - przepełniona smutkiem, miłością, rozpaczą i radością. Zdawało się, że głazy się rozpłaczą. Po twarzy Laury spływały łzy.
Nagle każdy usłyszał trzepot skrzydeł. Na tle dwóch księżyców pojawiły się dwie postacie. Pofrunęły w stronę Samersilli, która stała obok Laury i pięknie się uśmiechała.
Gdy Laura znów na nią spojrzała, oniemiała z wrażenia.
Rozmawiała z dwiema smukłymi kobietami. Miały ciemne oczy i ogromne skrzydła. Jedna miała srebrne włosy, druga błękitne. Oczywiście trudno było nie wiedzieć, że były z księżyców. Samersilla w końcu na nią spojrzała.
-Lauro, poznaj ostatnie elfki kryształu księżycowego. Silvitiar i Lunaica.
Laura patrzyła się, patrzyła. Dopiero po chwili:
-A tak! Przepraszam. Jestem Laura. Idziemy na wojnę. Cel waszego przybycia?
Samersilla odpowiedziała:
-Pomogą nam. Jak myślisz, czemu walczymy w nocy?
-Aj! Masz rację!
Samersilla zmieniła się w smoka, Simmershall w orła. Na nim poleciała Laura z Arevinem. Loreave została.
-Mamo! Nie idziesz z nami?
-Trzeba pilnować Maurin i pomagać Riddisowi. Złamana ręka i noga! Pamiętaj! - jej głos oddalał się coraz bardziej. Po chwili słychać było tylko trzepot skrzydeł Samersilli i śpiew Lunaicy. Laura zaniepokoiła się, bo długo lecieli.
-Kiedy mniej więcej dolecimy? Zdążymy na czas?
-Dotrzemy tam równo z żołnierzami królowej.
Samersilla miała rację. Trzy Księżyce odbijały się w czystej wodzie Rinevanu. W Temerze nie paliło się żadne światło. Daleko z lewej strony do wioski podążało skupisko jasnych świateł - pochodni lub lamp. Blisko wioski światła zgasły. Po chwili jedno się zapaliło. Potem rozprzestrzeniło się. Podpalili dom! Na szczęście jeziorne elfy nocne wszystko widziały. Wybiegły z jeziora i rzucały piaskiem i kamieniami w okna. W domach zapaliły się światła. Kilka osób wyszło na zewnątrz i zobaczyło żołnierzy i płonący dom. Zaraz wszyscy się ewakuowali i pobiegli po broń.
Laura dostrzegła Amirkę prowadzącą Vionellę za innymi. Napastnicy doganiali je i po chwili otoczyli.
Simmershall zaraz sfrunął w dół i stanął przed nimi, przy okazji kilku żołnierzy rozgniótł ogromnymi szponami. Silvitiar sfrunęła na ziemię, coś błysnęło i po chwili wojownicy królowej leżeli na ziemi oślepieni. Zaraz też na grzbiet Simmershalla posadziła Vionellę, a Arevin podniósł z ziemi Amirkę i mocno ją trzymał. Polecieli wysoko nad wioskę.
Była otoczona. Wokół ratusza tłoczyli się mieszkańcy i odganiali najeźdźców włóczniami i mieczami. Firraes zapewne trzęsła się ze strachu na grzbiecie smoczycy, ale miotała kule ognia w złą armię. Zaraz też biały orzeł i złocista smoczyca znaleźli się na ziemi. Każdy zszedł. Spokojna Shannel, przerażona Firraes, Gabi i Frida z bojowymi wyrazami twarzy, przestraszona Samara i inni. Samersilla wyrzuciła w górę ogromną kulę światła i zrobiło się jasno jak w dzień. Potem już wszyscy wrogowie wokół niej gotowali się w płonących zbrojach. Gabi kładła ich na ziemię precyzyjnymi cięciami miecza. Frida wymachiwała toporem. Firraes podpalała i podpalała. Ze strachu. Miecza nawet nie dotknęła. Bianca ze swoim młotem stała się postrachem żołnierzy (skąd u niej taka siła?). Laura odkryła znaczenie runy na swoim mieczu. Frightarei, Zwycięstwo. I słusznie. Po wymówieniu pojawiały się miecze jakby niematerialne i utkane ze światła, ale jednak śmiertelnie groźne. A wrogowie dodatkowo upadali na ziemię, więc uciekali przed Laurą ile mogli. Arevin, Shannel, Amirka i elfy jeziorne zjednoczyli siły i polewali grunt pod stopami żołnierzy. Ślizgali się jak po lodowisku. Jednak i oni odnosili sukcesy. Wśród poległych była matka Arevina i Amirki, Rindea, a także Nassell, Nimrae i przyjaciele Arevina. Ale nie osłabiło to ich woli walki. Samersilla musiała zakończyć ataki z powietrza - strzały przebiły jej skrzydła. Przybrała ludzką formę i dalej walczyła.
W pewnym momencie jednocześnie pojawili się Mescian i służący Loreave - Nethelan i cały czas pilnowali Laury, wymieniając między sobą wściekłe spojrzenia.
-Lauro! Wiem, że mnie kochasz! Prawda? Powiedz, że tak! - krzyknął Nethelan.
-Zamknij się! Ja ją znam dłużej! - odpowiedział Mescian.
-Cicho siedź, dzieciaku! Ja wiem, co mi się należy!
-Stul pysk durniu!
Arevin wszystko usłyszał i teraz przybiegł do niej, złapał za rękę i krzyknął:
-Zostawcie ją! Jest moja! Co wam do niej?! Nawet kobiecie w ciąży spokoju nie dadzą!
Tamci zawstydzili się, przeprosili i poszli.
Walka była coraz cięższa i szala zwycięstwa przechylała się na stronę przeciwnika, gdy przed Laurą pojawiła się Irengati. Była ubrana w fioletową suknię do ziemi i czarną zbroję. Za nią Venera szeptała zaklęcia.
-O, znów się spotykamy. Ty ta Laura, co mi pokazała, gdzie Vionella? To znów pokaż. To rozkaz!
Jakąś dziwną siłą Laura nie mogła się temu oprzeć. Walczyła sama ze sobą, żeby nie powiedzieć, gdzie Vionella. Wyszeptała tylko:
-Nie...
-Ty mi się przeciwstawiasz?! Zwykła elfka! Pff, nawet nie elfka! Jesteś tylko zwykłym mieszańcem!
Laura wyjęła miecz, wstała i spojrzała królowej w oczy. Po jej twarzy spływały łzy.
-Nigdy nie nazywaj mnie mieszańcem...
...po czym skoczyła naprzód.
Królowa cudem uniknęła uderzenia. Zamachnęła się mieczem i trafiła w ziemię u stóp Laury.
-Mogłaś chociaż nauczyć się celować...
Irengati ryknęła z wściekłością. Venera jakimś zaklęciem powaliła Laurę na ziemię. Irengati podniosła miecz wysoko nad głowę. Już go miała opuścić, gdy Firraes z całej siły uderzyła ją głową i przewróciła. Potem pomogła wstać przyjaciółce, podpaliła królową i pobiegła dalej.
Laura oderwała od niej wzrok i spojrzała na królową. Albo to, co z niej zostało.
Nad czarnym, dymiącym ciałem klęczała Venera. Wstała i spojrzała na Laurę z nienawiścią. Wyjęła miecz - czarny, otoczony fioletową poświatą.
Po krótkiej walce Laura trafiła Venerę w bok. Ta krzyknęła i znikła w czarnej mgle.
Nagle stało się coś bardzo dziwnego. Żołnierze przestali walczyć, jakby skamienieli. Potem rozsypali się w pył. Laura zobaczyła biegnącego do niej Arevina. Wpadła w jego ramiona i straciła przytomność.
ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz